Thursday, December 31, 2015

Szczęśliwego Nowego Roku/Happy New Year!

August Bleser Jr (1898 - 1966), Toasting the New Year, oil on canvas, cm 74x104 (detail)
Udanego wieczoru i pięknych projektów w 2016 życzę :). Nie wiem czy to prawda z tym zaszywaniem roku jeśli spędzi się pierwszy dzień na szyciu; trzymam się wersji, że w ten pierwszy dzień roku trzeba robić to wszystko co chcemy robić przez cały rok. Oznacza to, że chciałabym wstać rano, zjeść dobre śniadanie, mieć czas na ciekawą rozmowę (i rozmówcę, rzecz jasna!), seks, mocną herbatę, dobrą książkę i... szycie właśnie. A, i chciałabym się przez chwilę czegoś pouczyć. Ot tak, żeby o własnym rozwoju w ciągu roku nie zapominać, a przecież będzie mi potrzebny, bo zawodowo mam dużo jeszcze do zrobienia. I śmiech. Dużo śmiechu. Nie z lapstikowych komedyjek, ale takiego szczerego śmiechu z kimś i do kogoś. Żeby dzień był pełen spokoju i miłości.
I takiego roku życzę wszystkim: pełnego spokoju (starzeję się ewidentnie, bo spokój i zdrowie wydają mi się najważniejsze!), radości szczerej i robienia tego, co chcemy, a nie musimy.
Bawcie się dobrze! Tym, którzy spędzą wieczór przy maszynie trochę będę zazdrościć (bo sama do maszyny dawno nie usiadłam...).

Monday, December 7, 2015

Prezent mikołajkowy/Gift

W czasie wyjazdu dłubałam trochę w epp, ale niewiele. Nie miałam na to albo czasu, albo siły. Zresztą, moja współspaczka zasypia dość wcześnie (jak na moje standardy), a ja nie chcę jej przeszkadzać w spaniu, więc światło gaszę. A w łazience nie chce mi się siedzieć ;). Za mało odważna jestem, żeby wprosić się do pokoju kogoś kto przesiaduje do późna przy świetle, a z tego co słyszę to jest sporo takich osób. 
When I was away I worked a little with epp. I didn't have time for it and when I could spend time in my room the lighting wasn't good enough. 

Detal
We organized one social evening with gifts . They were to be "hand made" but finally only 3 of us could do something. The rest bought their presents in some shops. I am not sure if my pair liked her gift as we kept in secret who Santa is. Prezenty mikołajkowe stały się pretekstem do wręczenia czegoś własnej roboty. Takie było założenie: "hand made". Okazało się, że czas i możliwości miało tylko kilka osób: ci, którzy robią przetwory (2 osoby) i ja. Pozostali ratowali się kupowanymi prezentami. Na koniec trochę żałowałam, że nie kupiłam czegoś, bo wydaje się, że takie prezenty jednak robiły większe wrażenie. No i nie ma pewności czy trafiłam w gust. Miałam wrażenie, że to osoba, która lubi żywe kolory, ale ze względu na ograniczenie cenowe prezentu nie mogłam użyć drogich tkanin, więc wybrałam polskie, raczej pastelowe. On the day before our meeting I found that the pouch isn't finished well so I had to sew by hand (so it was a hand made gift, not just home made). Luckilly I had a needle and white thread because of epp. Do tego w ostatniej chwili odkryłam, że kosmetyczka, którą uszyłam, nie jest wykończona idealnie, więc naprawiałam ją ręcznie. Udało mi się, ale wcale nie wiem czy posiadaczka prezentu jest z niego zadowolona. Chociaż usłyszałam kilka miłych rzeczy od innych kobiet, więc może w ogóle komuś to co robię się podoba. Kilka głębokich wdechów i sobie jakoś poradziłam z emocjami. Nie jest łatwo pokazywać to co się robi i czekać na opinię, ocenę.
I heard few nice words from my female friends, but not from the most important one. I am afraid those colours are not her favourite... It is not easy to give something and wait for reaction, and when it was done by me... I am not self-confident at all. 
Woreczek jest dwustronny, chociaż okazuje się, że w pierwszym momencie środek jest ciut wygnieciony... Ale jakby coś - można wybrać co się woli. The bag is double sided so she can choose. 


Rozdawajka b-craft/Give away

Wróciłam ze szkoły, nie wiem w co ręce włożyć, więc nie robię nic. Zbyt dużo możliwości jest przytłaczające i daje usprawiedliwienie dla nicnierobienia. Szczególnie, że to ostatni taki poniedziałek. Od przyszłego tygodnia poniedziałki będę miała zajęte przez dłuższy czas. Szkoda, że nie jest to związane z zarabianiem pieniędzy...

A tymczasem w necie...

Nici są super, według tego co słyszę i czytam dookoła. Sama mam jedną szpulkę grubości 50 wt, ale nie mam odwagi jej użyć. Obawiam się, że jak już to zrobię to nie będę chciała wrócić do tych nici, których używam najczęściej i na które mnie, zwyczajnie, stać. Tym bardziej taka rozdawajka jest kusząca! B-craft jest w ogóle bardzo ciekawym miejscem, w którym sama ostatnio robiłam zakupy (co opiszę na blogu za jakiś czas). 




Tuesday, November 24, 2015

Nowy naparstek/My new thimble

Biegnąc z obrony do szpitala postanowiłam zrobić sobie jakiś prezent. Należało mi się, prawda? Co prawda taki wysiłek zasłużył na piękny long arm a przynajmniej hafciarkę... No dobra, niech będzie, że zadowoliłabym się czymkolwiek z mojej wishlist na pinterest, ale w tym momencie było to poza moim zasięgiem. Za to na drodze stanęła mi pasmanteria, a w niej mój nowy przyjaciel. When I was running from my exam to the hospital I decided to buy something for myself. I should buy long arm or embroidery machine but you can't get what you want all the time, can you? So I met my new best friend. Here it is!
Przyjaciel jest niezły. Poprzednio pikowałam używając skórzanego naparstka clover, którego rozmiar trudno mi było dobrać do palca i nie trzymał się go tak dobrze jakbym chciała. Nie wiem czy ja mam dłonie takie mniej wymiarowe, czy co... Z tamtego naparstka odpadła metalowa nakładka, więc przestał był użyteczny; ewentualnie jako naparstek na lewą rękę, żeby chronić palce przed wbijającą się igłą. Ostatnio używałam - przy szyciu epp i przy pikowaniu - tradycyjny metalowy naparstek, który dobrze chroni palce, ale nie jest najwygodniejszy. Szczególnie gdy palec postanawia trochę się spocić albo spuchnąć. Wtedy moim głównym zajęciem jest szukanie gdzie on zniknął. I used to sew with a leather thimble from clover. It was difficult to pick a right size and lately metal part from the thimble dissapeared. I also use a metal traditional thimble but it is not comfortable and again - I have a problem with the size. I have no idea what is wrong with my fingers. 
Mam też naparstek z tworzywa sztucznego, prym, który jest częściowo otwarty. Teoretycznie jest regulowany, bo ma przerwę w nasadzie, ale praktycznie wrzyna się w palec w momencie gdy palec trochę spuchnie. Because of this size problem I have a plastic thimble with an adjustment - small gap. Unfortunately, plastic is too hard too really use this so it's not perfect. But still better than the metal one. 
A ten kupiony w piątek jest z tworzywa, ale miękkiego, więc przylega do palca i chroni. Na razie jestem zadowolona, chociaż po wypikowaniu 4 bloków mam 3 pęknięte igły i złamany paznokieć. Tym razem używam nici zwykłych, bawełnianych, więc igły są do pikowania, a nie do haftu (jak przy pikowaniu kordonkiem). Początek pikowania był trudny, bo chciałam pikować wzdłuż szwu, a tam było przecież więcej tkaniny. Teraz zmieniłam koncepcję, natomiast wciąż jest mi trudno robić to zgodnie ze sztuką, czyli prowadzić igłę jednym palcem. Ale wszystko przede mną, sporo czasu mi to zajmie.  The one I boght on Friday is made of plastic, but soft and yielding so it fits to my finger and cover it perfectly. The beginnig of quilting wasn't easy as I decided to use normal thread and quilting, not embroidery, needles. I wanted to quilt along a stitch but I lost 3 needles in that way. It's difficult to quilt through so many layers of fabric. I still can't run a needle with one finger but I work on it. I know that this quilt will take time so, I have time to learn. 

Friday, November 20, 2015

no to już

Nie ma to nic wspólnego z szyciem, ale nie mogę pominąć faktu, że właśnie dzisiaj zakończyłam pewien  etap edukacji.
Jestem magistrem. Psychologii. Długo to trwało, bo chciałam tego gdy miałam lat 15. No sorry, tak bywa. Wszystko w swoim czasie. Córka zaczęła edukację na wyższej uczelni a ja właśnie ją zakończyłam.
I tak się teraz zastanawiam: jakiś doktoracik?

Tuesday, November 17, 2015

Kanapka dla chłopca /Sandwich for a boy

Pikowanie będzie proste. To jest narzuta do pokoju chłopca, zgodnie z życzeniem kolorystycznym mamy. To nie jest moja ulubiona narzuta, i chwilowo mam chyba dosyć szarości i granatu. Jeszcze nie wiem jaki będzie kolejny projekt, bo przecież mam tyle kanapek do wypikowania, że nie powinnam w ogóle dotykać tkanin i oglądać projektów w necie...
Dobrze, że dolar kosztuje dużo, bo to mnie skutecznie powstrzymuje przed zakupami i zaglądaniem do sklepów z tkaninami. Ciekawe ile wytrzymam... 

Saturday, November 7, 2015

Kanapka Żonina/ Farmer's Wife Sandwich

Oto żona moja pierwsza, czyli Farmer's Wife Quilt, który zaczęłam szyć bardzo dawno temu i przerwałam z braku pomysłu lub zacięcia. Uszyłam top i w mojej maszynowni zagościło kolejne UFO. W ramach planu na zeszły rok postanowiłam w końcu pozamykać te wszystkie niedokończone projekty, więc także ten. Pikowanie ręczne, nici białe bawełniane, cienkie, bo nie chcę, żeby nici zdominowały wzór bloku. Nie wiem jeszcze co będzie z ramą i tymi wąskimi ramkami. Może wpadnę na jakiś pomysł w trakcie pikowania. Here you are: my wife! I started sew this quilt long long time ago. I finished the top and another UFO became a part of my sewing room. This year I decided to finish all UFOs in the room as a plan of the previous year. Hand quilting with a white cotton thread 50 wt. I haven't known yet how to quilt frame and sashing. I hope to make my mind during the work. 

Friday, October 30, 2015

Październik się kończy. Lepszy niż wrzesień, bez niespodzianek i wpadek. Oprócz totalnego dołka finansowego, z którego kiedyś wyjdziemy, bo przecież pieniądze to rzecz nabyta i póki zdrowie jest to jakoś damy radę.
Jakiś czas temu koleżanka zaproponowała, żebym uszyła patchwork dla dziecka jej szefowej. Za pieniądze, oczywiście. Bez ustalenia ceny z góry. Rozszyłam się tak, że wymyśliłam dwa topy do wyboru. Spodobały się, owszem, w zasadzie pani była gotowa wziąć dwa, ale kiedy je wyceniłam to zdecydowała się na 1. Też dobrze. Nie chcę na siłę ceny zaniżać a i tak koszt mojej pracy sprowadziłam poniżej pomocy domowej do sprzątania. Ustaliłyśmy, że wkład będzie bawełniany, sprowadziłam, i czekam. Czekam, bo pani stwierdziła, że chce jeden patchwork, ale nie pamięta który. I od 2 tygodni nie może sobie przypomnieć. Pytałam koleżankę, obiecała, że potwierdzi. Głupio mi pytać kolejny raz, ale nie mam wyjścia. Muszę o swoje dbać, chociaż jak widać - równo zaniedbałam i mam nauczkę.
Po takim uczciwym liczeniu czasu pracy przy szyciu patchworka na łóżko jestem bardzo ciekawa jak wylicza się ceny takich narzut w miejscach, dla których szycie jest źródłem dochodu? Dla mnie to byłaby dodatkowa rzecz, którą pewnie wrzuciłabym w PIT, bo przecież działalności gospodarczej nie mam i na razie nie mam jak i po co jej zakładać. Nie do sprzedaży jednej narzuty rocznie. Góra dwóch.
Zastanawiam się też jak zabezpieczyć się przed takimi sytuacjami jak ta, która mnie spotkała. Umowa o dzieło? Czy dwie osoby prywatne mogą taką umowę podpisać? To by pewnie było najlepsze i dałoby możliwość przyjęcia zaliczki na materiały. Zastanawiam się jak to ugryźć. Koszty prowadzenia dg w Polsce są takie, że nie wyobrażam sobie otworzenia sklepu na którymś portalu. Na dzisiaj nie wierzę, że mogłabym samą działalność z tego utrzymać, nie mówiąc o szyciu kolejnych rzeczy.
Jesień mnie dopada, światełka w tunelu nie widzę. Promotorka milczy, dziekanat milczy, nowych pacjentów na razie mieć nie mogę, pracy nie mam jak szukać bez dyplomu, a i z dyplomem będzie z tym problem... Rany boskie. Nic tylko gnić na kanapie.

Wednesday, October 21, 2015

Kanapka nr 3/sandwich number 3

Trzecia? Leżała i czekała aż się doczekała. Pikowanie w rybki jasną nitką. 
No tak, uparłam się i zaparłam, wykończę je wszystkie albo one wykończą mnie.  

Tuesday, October 20, 2015

Przymierzałam pierwszą żonę do łóżka. Żona nieustająco nie jest wykończona, w tej chwili zastanawiam się nad zakupem wkładu. Wyszła ogromna, mimo, że nie ze wszystkich bloków. Szeroka jest na 160 cm, więc jej pikowanie będzie trwało i trwało, szczególnie, że wymyśliłam sobie ręczne.
Mierzenie żony to jedno, a wyspać się trzeba. Buras nie jest najszczęśliwszy z powodu pobudki.

I tried my first wife. It's been unfinished and now I consider type of batting. Cotton (expensive) or polyester (easy to get and cheap). Patchwork is huge - 160 cm wide - so quilting will be time consuming (winter is coming) especially that I decided to do it by hand.
Let me introduce you Buras, my cat.

Monday, October 19, 2015

Jesień przyszła. Niby jakiś czas temu, ale teraz to jesiennie jest też u nas. Ja przygnębiona, córa przygnębiona, promotorka chyba też, bo wciąż nie ma terminu obrony... Z tego przygnębienia nie pojechaliśmy po wkład do patchworka (bez samochodu w taki deszcz jestem bez szans), więc nie ma nowej kanapki. Za to były porządki w maszynowni (skuteczne połowicznie), które najpierw przywiodły mnie o myśl, że mam za dużo tkanin, następna myśl, że kupuję je bez sensu, kolejna: mam za mało półek i tkanin, bo przecież gdybym miała jedno i drugie w odpowiedniej ilości to do każdej tkaniny znalazłabym po kilku pobratymców i mogłabym szaleć i szaleć...
Na razie zamiast szaleństw zrobiłam kserokopie i przymierzę się do kolejnych pomysłów, które będę znowu realizować latami. Przynajmniej wszystko mam już wycięte, więc jak mnie najdzie to wezmę się do pracy.
Mój telefon obiecuje mi, że będzie padało do niedzieli.
Serio, nie pamiętam kiedy ostatnio było tak mokro jesiennie. W październiku to bywało, że śnieg padał, ale żeby deszcz w takiej ilości???

Friday, October 16, 2015

Druga kanapka/second sandwich

Zgodnie z założeniami druga kanapka jest gotowa. Jeśli niczego sobie nie popsuję to w weekend powinnam zrobić trzecią. Czwarta i piąta poczeka na ocieplinę bawełnianą. Hmmm... W takim razie gdzieś w międzyczasie uszyję też szóstą.
A potem usiądę do maszyny i będę walczyć tak długo jak mi nici w bębenku starczy.

According to my plan second sandwich is ready for quilting. If there is no interrupt I will make another one on weekend. Fourth and fifth will wait for cotton batting. So in meantime I will prepare the sixth. And then I will sit at my sewing machine and start the battle with threads and needles as long as there will be thread in my bobbin.

Sunday, October 4, 2015

Przyjaciółka córki stwierdziła, że nie jestem prawdziwą matką. Moja prawdziwość została podważona na podstawie braku awantury o cokolwiek. A szczególnie o wyjazdy do Poznania. Lub inne rzeczy, byle rzeczy. Prawdziwe matki to robią nagminnie, non stop, dziecko ma mieć w domu piekło, bo jak nie to tak jakby było sierotą.
No to muszę się poprawić, bo mi życzeń na Dzień Matki nie złoży.

Pierwsza kanapka/First sandwich

Pierwsza kanapka zrobiona. Pierwsza z tych 6, o których wspominałam w poprzednim wpisie. Na pikowanie nie mam jeszcze pomysłu. Jedyne co mi chodzi po głowie to to, czego nie chcę. Nie chcę trzmiela, kółek, niczego co zaokrąglone i obłe. Ma być modern.
Jestem ciekawa jak będzie mi się pikowało, bo wkład jest silikonowy, a nigdy wcześniej takiego nie używałam. W Ładnych Tkaninach gdzie go kupiłam ostrzeżono mnie, że na domowej maszynie może być ciężko, bo to grube wypełnienie. Mam nadzieję, że dam radę. Dlatego też wolę linie proste, żeby nie było zbyt dużo manewrowania. Ale to wszystko za tydzień, jak już wrócę ze szkoły. Swoją drogą to "tylko" 5 dni siedzenia na niewygodnych krzesłach co miesiąc, a okazuje się, że czas się przez to kurczy.

First sandwich is done. I mentioned that I have 6 to do. I have no idea about quilting; I just know what I don't want: any curves, meanders etc. I think it should be something with straight lines and modern.
I am anxious a little bit because I have used silicone batting for the first time. It's soft but thick and I was worried it will be difficult on home sewing machine. I will try it after coming back from school. School takes only 5 days a month but those days make month so short.

Wednesday, September 30, 2015

Z pewną ostrożnością, ale mogę odtrąbić kawałek sukcesu. Po prawie zawale wywołanym opieszałością i chamstwem pań z dziekanatu, problemach córki ze zdrowiem, nowinach rodzinnych, których powinnam być świadoma, ale dopiero nazwane stanęły mi przed oczami w pełnej krasie, liczę na to, że październik będzie trochę lżejszego kalibru. Jednocześnie mam świadomość, że te wszystkie trudne momenty to te, które po jakimś czasie okazują się najbardziej rozwojowe i znaczące. Ale przebrnąć przez ten wrzesień było mi momentami trudno. Październiku, uprzejmie dopraszam się o czas na szycie. I o termin obrony.
Z okazji złożenia dokumentów w dziekanacie (walka o życie i przeżycie, serio) pobiegłam do Ładnych Tkanin po nici bawełniane. Nici białych nie było, za to kupiłam szare poliestrowe, kawałek tkaniny, ocieplinę silikonową, która jest bardzo przyjemna w dotyku, ale jeszcze nie wiem jaka będzie dla mojej maszyny. Białe mają przyjść, a wtedy kupię też wkład bawełniany, który akurat będzie do pikowania żony ręcznie. Jeszcze nie wiem co z żoną zrobię, ale akurat będę miała zajęcie na jesienno - zimowe wieczory.
A na razie mam do skanapkowania 4 patchworki, do uszycia kolejne plecy (co oznacza kanapkowanie piątego) a potem do pikowania 6... Rzecz w tym, że to pikowanie najmniej mnie cieszy z tego wszystkiego, za to chętnie uszyłabym jeszcze kilka topów.
Biorąc pod uwagę mój stosunek do kończenia tego co zaczęłam dziwię się coraz mocniej, że praca magisterska jest złożona w dziekanacie, a ja czekam na wyznaczenie terminu obrony. Całe życie ćwiczyłam się w tym, żeby przypadkiem niczego do końca nie doprowadzić (oprócz ciąży, ale to akurat nie ode mnie zależało) a tu proszę... Kilka patchworków skończyłam,a teraz wreszcie jest realna szansa na skończenie studiów. Hmmm. I tak jak mam pomysły na kolejne patchworki, tak już jestem w kolejnej szkole i zastanawiam się nad następnymi krokami.
Tylko jeszcze pracy mi brakuje.

Monday, September 28, 2015

Robi się jakby trochę lepiej. Trochę. Czynnik ludzki to jednak potęga.
Lepiej na tyle, że podjęłam decyzję: żonę pikuję ręcznie. I teraz tylko muszę pokombinować skąd wezmę tyle białej nici bawełnianej... Takiej nie kosztującej pierdyliard pieniędzy.

Saturday, September 26, 2015

Ten wrzesień nie jest najlepszy. W zasadzie jest marny i nie chodzi o to, że pada deszcz. Nie idzie dużo rzeczy tak jak powinno, więc nawet trudno mi się cieszyć faktem, że coś uszyłam. Niech to się wszystko dobrze skończy. Nie się skończy. Niech odetchnę pełną piersią. Bo mam dosyć.

Saturday, August 1, 2015

Juki Long Arm

Która z quilterek nie marzy o long armie? Pewnie takie są, ale podejrzewam, że większość z nas od czasu do czasu wzdycha tęsknie gdy widzi cuda malowane maszyną przez te szczęściary, które takie maszyny mają. Ja też wzdycham tęsknie i z zazdrością gdy widzę piękne, dopracowane quilty szyte od początku do końca na maszynach domowych... Ta zazdrość głównie stąd, że ja też mam taką maszynę, Janka jest z wystarczająco wysokiej półki, żeby nie marudzić, a tymczasem to co robię daleko odbiega od cudów, które oglądam w necie.
Jest Szkoła Patchworku Anny Sławińskiej i jej blog, na którym podziwiam, z buzią szeroko rozdziawioną, jej prace. Jest prawdziwą artystką, chociaż osobą bardzo skromną. Skromną, ale z pasją i świadomością tego co potrafi. A potrafi ogromnie dużo i robi to pięknie. Z wyobraźnią, fantazją i odwagą. Miałam niewątpliwą przyjemność poznać Annę w czasie warsztatów organizowanych przez Warszawa Szyje (o czym pisałam jakiś czas temu), ale rozmawiać wtedy mogłyśmy bardzo krótko. Tłum nas tam wtedy był, maszyny huczały i każdy czegoś od Ani chciał. Na warszawskie spotkania patchworkowe nie miałam do tej pory możliwości dotrzeć, bo zebrania w instytucie pokrywają się z terminami (ale chyba przycisnę mój kalendarz i po wakacjach wybiorę się na takie spotkanie, choćby na kwadrans!) za to z wielką uwagą śledziłam ogłoszenia na temat warsztatów z pikowania na maszynie Juki z długim ramieniem.
Też miałam momenty gdy o takiej maszynie marzyłam, ale nawet nie śniłam, że będę miała okazję jej dotknąć i spróbować coś wypikować. Już wiem, że gdybym ją miała to nie byłoby mowy o tradycyjnym pikowaniu. Taka maszyna stałaby się moim ołówkiem. Długopisem. Cienkopisem. Piórem nawet. Bo to co można robić kierując igłą i stopką, a nie tkaniną pod maszyną jest niewyobrażalne i fenomenalne.
Zdjęć swoich nie zrobiłam, bo byłam zbyt zajęta rozmową i maszyną. W zasadzie obejrzenie maszyny zeszło na drugi plan, bo spotkałam niesamowitego człowieka, a tego nie wolno przegapić.

Monday, June 29, 2015

Update nieszyciowy/no sewing

Sytuacja ma się tak: napisałam pracę magisterską i nie mogę się doczekać komentarzy mojej promotor. Pisałam w pośpiechu i panice, bo termin, który dostałam nagle tylko cudem pokrył się z zakończeniem robienia badań. Miałam więcej szczęścia niż rozumu, a teraz niecierpliwie przebieram nóżkami. O obronie w lecie mogę zapomnieć, bo w tym celu musiałabym pracę złożyć w dziekanacie pojutrze.
Czekam także na wyniki egzaminów mojej córy. Z o wiele większym niepokojem.
Poza tym rozpoczęłam szkolne wakacje z taką ilością lektur, że normalnie nogami się nakrywam. W końcu przestałam chorować, bo wirus jakiś mnie dopadł i trzymał ponad 2 tygodnie zaczynając niewinnie, a potem rozkręcając się do granic wytrzymałości.
I teraz, po dwóch miesiącach odpuszczania próbuję odgruzować dom. Idzie mi to marnie, bo robię to metodycznie, szafka po szafce. Tym sposobem nie wyszłam jeszcze z kuchni (a w przesiewowych badaniach na uzależnienie od alkoholu na pewno ciachnęłabym kilka niezłych punktów; alkohol w domu jest zawsze, co stwierdziłam wygrzebując różne butelki z szafek). A obiecałam sobie, że dopóki nie spełnię swojego obowiązku wobec domu, rodziny i siebie samej to nie dotknę się do maszyny.
Czyli od jutra muszę ruszyć z impetem, bo ckni mi się już za maszyną, za uszytkami, za ufo, za tkaninami i coś bym popełniła... cokolwiek...

That's the situation: I have written my thesis and I'm awaiting for comments from my promoter. I was in panic  because of dead line so writing wasn't a pleasure. I was lucky that I had finished my research on time. My thesis defence will be in autumn.
I'm also awaiting for my daughter's exams results.
I started my vacation with so many books to read that I'm not sure if I have time for anything else. And now, after months of giving up on house work I have to clean everything around. It takes time, unfortunately although I promised myself no to touch my sewing machine until everything is done. Nightmare.

Saturday, May 16, 2015

Quilt binder set part 2

Mój prezent gwiazdkowy nie kurzy się tylko dlatego, że leży schowany w pudełku. Pisałam o nim tutaj. Przy pierwszym podejściu niewiele wyszło z szycia. Porzuciłam je rozczarowana i wkurzona, w zasadzie z przekonaniem, że do niczego takie cudo nie jest potrzebne. No chyba, że do tego, żebym była wkurzona. 
Ale postanowiłam podejść do sprawy raz jeszcze. Minęło kilka miesięcy, ja chcę wykończyć te wszystkie UFO, które mi się walają w maszynowni, a ten patchwork jest tego najbliższy, bo przecież został wypikowany już, więc pozostała jedynie lamówka. Miała być niebieska, ale przy drugim podejściu postanowiłam zmienić wszystko:

  • lamówka czerwona i krochmalona przy prasowaniu. Sama tkanina jest lepsza gatunkowo niż ta niebieska.
  • kanapka została poprawiona - pikowanie przy samym brzegu okazało się marnym pomysłem, więc zostało wyprute, a sama kanapka jeszcze raz została przycięta i wyrównana
  • stopka, po doświadczeniu z lamówką w kwiatki, została zmieniona na dual feed, zamiast tej, która jest standardowo w zestawie. 
Chciałabym powiedzieć: i sukces! Ale nie powiem, bo do sukcesu to jeszcze kawałek. Ale: faktycznie, lamówka jest prosta i idzie jak marzenie, o wiele szybciej niż metodą tradycyjną. Mniej musiałam pilnować spodu, w zasadzie na prostej nie musiałam go pilnować w ogóle. Jeśli kanapki się nie ciągnie, nie wpycha na siłę to wszystko idzie prosto i przy brzegu bez uciekania w żadną stronę. Ale rogi i zakończenie - to jeszcze przede mną. No niestety, ale ta część nie poszła mi dobrze. Najwięcej czasu zabrały mi rogi właśnie i mocowanie z ułożeniem tkaniny tak, żeby igła przeszła we właściwym miejscu. Nie jest to proste, bo lamówka jest wciąż w lamowniku, więc manewry są ograniczone. Jakoś mi to poszło, ale właśnie w tamtych miejscach ścieg uciekł z lamówki, więc są kawałki, które muszę podszyć ręcznie. Nie będę pruła tym razem, bo narzuta jest do domu, więc mogę się nie przejmować takimi detalami. 

Przede mną jeszcze niejedna próba, ale coraz bardziej jestem zadowolona z prezentu i zaczynam wierzyć, że mogę go wykorzystać i lamówki przestaną mnie straszyć. 

Friday, May 15, 2015

Eksperyment

I tylko mam nadzieję, że nie wykończę maszyny. Stuka i puka tak głośno jakby chciała wyzionąć ducha.
Przyszła przesyłka z Buktole. Tkaniny są bardzo dobrej jakości, ale jestem trochę rozczarowana, bo monitor kolejny raz przekłamał kolory. I tak zostaną wykorzystane. Kiedyś.
Wizyta w Elce zakończyła się zakupem dzianin i wiskozy. Wiadomo, że nie po to, żeby uszyć patchwork. Mam prezent urodzinowy, innymi słowy. Jakoś zabrakło mi fantazji.
I żałuję, że znowu wyjeżdżam na tydzień.

Wednesday, May 13, 2015

XO skończony! XO has been finished!

Nie pamiętam kiedy zaczęłam szyć ten patchwork, ale chyba działo się to w okresie gdy psuła się Janinka, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Szarpałam się z nim trochę, o czym pisałam wcześniej, a potem, już przepikowany i uprany musiałam rozpruć, bo okazało się, że moja lamówka to porażka. Nie rozumiałam jej kompletnie, nie wiedziałam czemu po praniu (i to jest dowód na to, że muszę każdy patchwork prać kontrolnie, żeby to co ma się rozpaść rozpadło się w u mnie, a nie u osoby obdarowanej) spod lamówki powychodziły fragmenty wierzchu. I to postrzępione, No rozpacz w kratkę.
Przez ostatnie 2 tygodnie podchodziłam do tej lamówki kilka razy. Najpierw starym sposobem - czyli złożona na pół lamówka przyszyta prostym ściegiem do spodu, po czym przyszyta do wierzchu tak samo ściegiem prostym. Nigdy mi to nie wychodziło jak należy. Swojego czasu niewiele mnie to obchodziło, potem - kiedy zaczęło mnie obchodzić - drugi etap przyszywania odbywał się przed telewizorem (co oznacza szycie ręczne). Ratowało to sytuację, natomiast w żaden sposób nie wpływało na wzrost moich umiejętności przyszywania lamówki. 
Przygotowałam jeszcze raz patchwork do lamowania. Kiedy przyjrzałam mu się okazało się, że wcale nie jest tak równo przycięty jak mi się wydawało. To też wpłynęło na to, że lamówka zbyt płytko uchwyciła tkaninę na wierzchu i przy praniu - nawet bez mocnego wirowania i na programie delikatnym - włókna wysunęły się spod lamówki. Nigdy nie przeszywałam patchorku na brzegu przed lamowaniem, więc obrzeża nie są chronione inaczej niż przez lamówkę właśnie. Mimo to moje próby przyszycia lamówki kończyły się fiaskiem, a w każdym razie efekt nie był zadowalający. Zdjęć z tych prób nie mam, bo zapominam, że dokumentacja obrazkowa też by się przydała... 

Temat lamówkowy pojawił się na fejsbuczkowej grupie Patchwork po polsku i postanowiłam wziąć się w garść. Spróbowałam metody drugiej: przygotowana od razu lamówka, która nie tylko jest zaprasowana na pół, ale ma też zaprasowane brzegi. Taką lamówkę wszywa się na raz. Co prawda pozostaje to samo wyzwanie: jak to zrobić, żeby ścieg nie zjeżdżał z lamówki, ani nie przyszywał jej w połowie (standard gdy podglądałam swoją pracę: na wierzchu ścieg idzie prosto przy brzegu lamówki, a od spodu znajduje się w połowie szerokości taśmy, jakby lamówka wcale nie była na pół złożona). Już byłam gotowa się poddać i najpierw lamówkę fastrygować - chciałam tego uniknąć, bo to jednak dwa razy tyle roboty, ale w końcu fastrygowanie to mniej pracy i czasu niż ciągłe prucie tego co się uszyło, aż w końcu dotarło do mnie, że przecież jestem w stanie kontrolować tę część lamówki, którą widzę, ale nie kontroluję tej od spodu. Szpilki tutaj nie pomagają, niestety. Może wonder clips, ale nie będę w nie teraz inwestować. Muszę sobie poradzić sama. Klej? Świetnie, ale przy wypełnieniu poliestrowym, z którego głównie korzystam, prasowanie odpada, więc metoda na klej się nie sprawdzi (a mam, mam, Elmer's glue!). A co się sprawdzi? No właśnie! Ta stopka, która leży w czeluściach maszynowego pomocnika. Stopka z podwójnym transportem. 
Nie było idealnie i nie jest idealnie. Nie wyszło wszystko tak jak chciałam i szyłam naprawdę wolno. Co jakiś czas kontrolowałam spód i, niestety, musiałam pruć. Ale poszło o wiele lepiej i w końcu uznałam, że patchwork jest gotowy.
Kolejne pranie jutro, bo walka z rozpruwaczem i szpilkami zostawiła ślad. A poza tym muszę się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu. I pozbyć się ewentualnych śladów wielokrotnego miętoszenia. 


That's baby quilt that I have mentioned here. I had a huge problem with binding. I hate it and don't understand why it doesn't work. This time I finished the quilt, wash it and... had to ripped binding and start again all over. Ok, not all over but just binding but I still hate it and it take all joy away. I had to square it up again, cut all around. I looked for some more effective way to sew binding; basting? double work. Glue? It's not a solution with polyester batting. Finally, I changed a foot and somehow I finished this quilt. Still a lot of work for me and learning, practicing, learning and practicing... 

Monday, May 11, 2015

Ufo

Pracuję  nad lamówką. Nie wiem, które  to podejście. Prułam ją już kilkakrotnie, zmieniałam koncepcje, stopki, sposób  mocowania przed szyciem. I w końcu  użyłam magicznej stopki z podwójnym  transportem.  Nie jest doskonale,  ale jest lepiej i to mi na razie wystarczy. Bylebym pamiętała, że  nie wolno szyć  wstecz, bo ją  wykończę...


I'm working on binding. I have no idea how many times I tried to do it right. I ripped few times, changed ways of sewing, feet... Finally, I used magic dual foot. Binding isn't perfect but I'm fine with it. Nobody is perfect...

Saturday, May 9, 2015

Przy okazji picia kawy w centrum miasta weszliśmy do sklepu z dizajnerskimi ciuchami. Dizajn opiera się na folku, więc mogło być bardzo ciekawie, ale - dla mnie - nie było. Nawet nie chodzi o ceny, ale o tkaniny, wykończenie koronkami i inne tego typu rzeczy, które powodują u mnie gwałtowny odwrót ze sklepu. Zanim jednak wypadłam zobaczyłam szaliczek. Nic specjalnego, ot, takie sobie do zakręcenia na szyi. Cena dizajnerska, a co (nie czepiam się, bo chociaż to nie był handmade to naprawdę wolałabym, żeby to wszystko tyle kosztowało i żeby ludzie za to płacili, i za ciuchy, i za biżuterię i za patchworki), ale oko moje przyciągnęła na metce nie tyle informacja o tym ile trzeba w kasie zostawić, co o składzie materiału. Ano, skład był taki: 50% polyester 25% viscose. Tadam.
Ja się na materiałoznawstwie nie znam. Będę musiała się poznać jeśli zapragnę całym sercem ciuchy sobie szyć, bo do tej pory wystarczało mi tylko i wyłącznie oglądanie bawełny bez domieszek. Teraz te domieszki zaczynają mnie żywo interesować. Najbardziej mieszanka składająca się z 25% niczego.
Może powietrza.
A może weny twórcy. 
Nie wiem, czego jest 25% w tej tkaninie, ale bardzo chciałabym wiedzieć, jak się nazywa coś co jest utkane w 25% z niczego? 

Sunday, May 3, 2015

Pierwsze kroki/My first steps

Ottobre 2/2015. Znalazłam co najmniej 4 rzeczy, które chciałabym uszyć. Spodnie, które przypominają piżamowe, zwykły top, dwie sukienki. Zadowolona i napalona obejrzałam wszystko i: 
zablokowało mnie przy techno jersey. Co prawda znam skład, ale nie mam pojęcia skąd i gdzie znaleźć taką tkaninę w Polsce, bo to co znalazłam za granicą kosztuje co najmniej 24 euro/m. Nie, dziękuję. 
Następnie obejrzałam wykroje.
Potem obejrzałam jeszcze raz.
I kolejny.
Jeśli Burda jest trudniejsza, to ja  pierdzielę, nie wiem o co chodzi, a lubię puzzle i nawet nie denerwuję się kiedy muszę rozplątać nici, włóczki i inne splątania. Ale przy tej mnogości kresek i linii byłam gotowa się poddać.
A na końcu przeczytałam jak uszyć sukienkę. Okazało się, że jednak potrzebna jest podszewka. No dobra, mogę się przy tym nie upierać, bo tak ustalałyśmy z panią w sklepie, ale biorąc pod uwagę to jak cienka jest bawełna to jednak będzie coś potrzebne. Jeśli nie podszewka to pojadę do sklepu i dokupię tkaninę. Nie wiem tylko czy w ogóle do tego dojdzie, bo moja znajomość angielskiego okazała się słabsza niż przypuszczałam. Lepiej czytało mi się Carolyn Saarni w oryginale niż instrukcję szycia. Swoją drogą, co to jest casing? 
Poszukiwana książka "Sewing for dummies". 

I bought Ottobre 2/2015 yesterday and found 4 outfits that I would like to have. Pants that looks like pajama, top and 2 dresses. I was happy and excited watching everything and suddenly was stopped by techno jersey. I know components of this fabric but I don't know where to find it in Poland and in online shops it costs about 24 euro. No, thank you. 
Next I watched patterns.
Than I watched them again.
And again.
I heard Burda is more difficult to read so I don't get it. I love puzzle, I don't even get angry when I  have to unbind knot but with this number of lines I was helpless and I was going to give up.
Finally, I read instruction on sewing one of  dresses (15, my favourite style). I found out I need lining (we discussed it in the shop yesterday and lady told me that lining won't be necessary). That's fine, I will buy viscose or the same cotton but I'm not sure if it happens anyway as my knowledge of English is poorer than I thought. It was easier to read Carolyn Saarni than this instruction. 
And, by the way, what is casing? 
Sewing for dummies wanted. Dead or alive. 

Saturday, May 2, 2015

Rozochocona uszytymi pierwszymi i jedynymi spodniami piżamowymi (princeski uszytej 25 lat temu nie liczę, bo to przedawnione) kupiłam dzisiaj Ottobre i 2 metry pięknej bawełny na sukienkę (przy okazji kupienia iluś tam kuponów bawełny na patchworki, którą jednak mogę wykorzystać inaczej, bo splot nie jest płócienny. Godzina w sklepie. Super obsługa.
Oprócz tego mam miarkę, gumę i suwaki.
I ogromną chęć, żeby nauczyć się szyć coś więcej niż 9 patch (no dobra, umiem więcej, ale to wciąż w granicach kwadrat, prostokąt, trójkąt).

Friday, May 1, 2015

Spodnie piżamowe/Pajama pants

Moja pierwsza próba uszycia czegoś co nie jest kwadratem lub prostokątem. Przymierzałam się do tego od jakiegoś czasu, zbierałam tutki i wykroje i w końcu zdecydowałam, że czas. Użyłam przyzwoitej bawełny, która jeszcze nie dawno rządziła na grupach zakupowych. Do patchworków ma za duży wzór więc stała się ofiarą eksperymentu. Poświęciłam ją dla lepszej sprawy niż czekanie na półce. Nie wszyłam gumki, bo jej nie miałam, ale wstążka zupełnie wystarczyła.
To nie koniec eksperymentu. Odrysowanie spodni jest ok, ale dla dziecka albo osoby, dla której szyją sieciówki. Ja mam w sieciówkach problem i te spodnie też nie są idealne, bo nie ma w nich miejsca na odstające pośladki. Teraz pracuję nad nową wersją. Użyłam tutka na rysowanie wykroju i tutaj niespodzianka: nogawki szerokie w łydkach, za to nie ma najmniejszych szans na włożenie spodni na pupę. Tkanina zmarnowana, wykrój przerobiony... Jedno muszę przyznać: jeśli nie zabezpiecza się tkaniny ściegiem overlockowym to szyje się takie spodnie szybciutko.
Poza tym na tapecie ufo z 6,5" blokami, na które nie mam pomysłu i kombinacje szaro marynarskie.

My first attempt of sewing something different than square or rectangle. I was thinking about it some time ago so I collected tutorials and patterns and finally I decided it's high time to try. Cotton I used for this project is good but the pattern is too big to be useful for patchwork projects and that's why this fabric is a victim of my experiment. And it is not over. Tracing pants is easy but it wasn't enough as the pattern doesn't fit perfectly - there is no enough space for my bottom so I worked on new version of my pants. Unfortunately, the new ones were much worse: legs were too wide and I couldn't wear it as pants were too tight in hips (???). I spoiled fabric, but I adjusted the pattern and I hope the third try would be fine. Sewing pajama pants is really quick if you don't try to secure fabric with overlock seams. 

I work on my ufo project 6,5" block and another grey marine patchwork. 

Tuesday, April 28, 2015

Cherry charm pack quilt

Ten quilt był pierwszy i z niego byłam mniej zadowolona. Na razie to tylko top, bo nie mam pewności jaki ma być spód. Zdjęcie nie oddaje kolorów, a ja wciąż nie umiem i nie mam jak zrobić dobrego zdjęcia. Przy tym pierwszym patchworku nie poradziłam sobie z kierunkiem wzorów, czego akurat na tym fragmencie nie widać. Dotyczy to jednego czy dwóch bloków, a tak naprawdę kilku łatek w całej narzucie. 
This quilt was first and finally I didn't like it. This is just a top for now because I have no idea about backing. Picture doesn't show real colors but I haven't learnt how to do good photos. When I sew it I didn't handle direction of fabric pattern. It isn't visible in this picture; it's just few patches. I know, done is better than perfect, but I don't like mistakes of this kind. 

A to drugie podejście. Inne tkaniny, tym razem zebrane z całego domu, a nie przygotowany zestaw. Miało być marynistycznie, ale bez czerwieni w zasadzie. Udało mi się przekonać, że bez czerwieni będzie smutno, ale finalnie doszłam do tego, że w ogóle nie pasuje do tych kolorów czerwień, ale raczej bordo. I nie żółty, ale musztarda. Poszukiwanie żółtego trwało najdłużej i ta musztarda okazała się strzałem w 10. Mam jej malutko, dlatego są to tylko akcenty, ale teraz zastanawiam się czy jednak nie kupić jej więcej. Musztarda w ogóle zrobiła się ponoć modna (tak powiedziała pani w Duce). 

And this is my second go. I used fabric found in my basement, I didn't have a charm pack.  My favourite is mustard yellow that I bought specially for this project. And now I think of buying more despite it was also the most expensive fabric in this top. I heard mustard yellow is fashionable now (lady in Duka said so). 

I teraz powinnam zająć się robieniem kanapek i pikowaniem, ale nie mam na to ochoty. Za to z wielką przyjemnością uszyję kolejny top. 
And now I should make a sandwich and quilt, but I'm not in mood. I'd rather sew another top instead. 

Monday, April 20, 2015

Te nici kupiłam w Berlinie. Spodobały mi się tak że dokupiłam kolejne szpulki w sklepie b-craft. Skusiła mnie promocja, winna Wysoki Sądzie.
Wysłuchane Echo winy. Przeczytane Ziarno prawdy. Czas na jakąś nie kryminalną lekturę, ale po tygodniu w szkole pewnie nie będzie mi się chciało wysilać...
Coats thread was bought in Berlin. I like it so much that I decided to buy more in b-craft shop. They had sale so I bought cotton fabric, batting and threads. Guilty. 

Monday, April 13, 2015

Co ja paczę: najn pacze

Nie musiałam jednak niczego pruć. Przynajmniej na tym etapie wszystkie bloki są wystarczająco równe - co nie znaczy, że idealne. Ale przestaję wierzyć w jakikolwiek perfekcyjny quilt w moim wykonaniu, szczególnie gdy patrzę na piękne prace innych kobiet. Gdyby nie protestująca lodówka, która niepokoi mnie już bardzo, pewnie byłabym krok dalej i bloki byłyby już pocięte, ale to zostawiam na wieczór. 
Wieczór z Jedwabnikiem.
Albo z Echem winy. Jeszcze nie zdecydowałam

I haven't had to rip anything. Blocks are good enough. It doesn't mean they are perfect, but I stop thinking I can sew a perfect quilt. Next step: cutting in the evening with Cormoran Strike or some German detective (I haven't decided yet). 

Weekendy są fajne. Mają tylko jedną wadę: trudno się wyrwać do maszyny. Jedyne co udało mi się zrobić to spiąć 9 patches, żeby jutro (tzn. dzisiaj) łańcuchowo je zszyć. Przy spinaniu odkryłam, że ze 2 bloki są już do poprawki, ale jakoś mnie to nie martwi. Czym byłoby szycie bez prucia?

Weekends are great. The only disadvantage is that I can't get away to my sewing machine. I just pinned my 9 patch blocks watching tv and I am going to chain sew in the morning. I know that 2 blocks will be resewn, but I don't care.

Saturday, April 11, 2015

Whiplash

Jestem rozczarowana swoją świadomością kinematograficzną. O filmie usłyszałam tak naprawdę przy okazji Oskarów, której to ceremonii w tym roku nie obserwowałam, bo poprzednie mnie rozczarowały (oprócz tej z Cirque de Soleil, ale to tylko i wyłącznie z powodu ich występu, a nie nominacji czy nagrodzonych). Oskar za drugoplanową rolę męską. O co chodzi i czemu wszyscy są zobowiązani do przeklinania? 
Film obejrzeliśmy w domu po raz pierwszy. Nie jestem w stanie opisać emocji, które wzbudził, chociaż historia, wydawałoby się, prosta. Konserwatorium muzyczne, świeżak pierwszoroczniak, nauczyciel o zapędach przemocowych. Kat i ofiara. Prosto powinno być. A nie jest. 
W Święta poszliśmy na film do kina. Ku memu zdumieniu wyszłam z emocjami co najmniej tak samo silnymi jak po pierwszym oglądaniu. I zaskoczona tym, jak bardzo niejednoznaczny jest ten film. Kat i ofiara? Ale jakoś nie staję po stronie ofiary. Bo może jednak główny bohater nigdy ofiarą się nie stał, nawet wtedy kiedy płakał, ani wtedy gdy schował perkusję? A może dlatego, że nie był to sympatyczny człowiek, tylko zadufany w sobie narcyz z poczuciem wyższości, który lekceważył innych tak samo jak jego nauczyciel? I czy nauczyciel faktycznie tak bardzo lekceważył i wykorzystywał władzę, czy może miał źle pojętą misję, za którą nie miał zamiaru przepraszać, bo faktycznie wewnątrz uważał, że ma rację? Tylko jeśli tak było to skąd zemsta? 
Muzyka świetna. Przypomniałam sobie, że lubię jazz. Emocje w ostatnich scenach takie same jakie miałam oglądając Amadeusza Formana - kiedy komponowali z Salierim na łożu śmierci wstrzymywałam oddech i było tak przy każdym kolejnym oglądaniu. 
Moja córka stwierdziła, że ją taki nauczyciel wykończyłby, i to też była jedna z moich refleksji, że dobry nauczyciel nie tylko wie jak motywować, ale też wie kogo. Nie każda metoda będzie skuteczna dla każdego i rzecz nie w tym, że on nie spotkał na swojej drodze żadnego Charlesa Parkera, tylko w tym, że z jednego wydarzenia, w dodatku przekręconego jak w głuchym telefonie, uczynił filozofię nauczania muzyki, która nijak nie miała szans się sprawdzić. 
Film niskobudżetowy, ale ze świetnym montażem, który podbija jeszcze emocje, no i z muzyką. O grze aktorskiej nie ma co się rozwodzić, bo Oskar na pewno zasłużony, chociaż nie widziałam pozostałych nominowanych, ale jakoś nie zadaję pytania "ale o so cho?", natomiast zaskoczeniem dla mnie była rola głównego bohatera, bo tak naprawdę widziałam tego człowieka po raz pierwszy, bo filmy, w których grał, nie były w moim kręgu zainteresowań. A dał radę i brak nominacji trudno mi czymkolwiek wytłumaczyć. Może łaską, żeby Oskara nie dostał i nie zniknął? Nie wiem... 
Pod recenzjami filmu widziałam komentarze dotyczące gry na instrumentach, uczenia się. Wiele krytycznych uwag, że to nie tak... Nie wiem, nie znam się. Mam w domu innego typu artystkę, która nie musi zdzierać rąk do krwi. Reżyser filmu grał na perkusji, więc - mam nadzieję - wie o co chodzi. Szczególnie gdy gra się jazz, który jest wymagający, a który też jest sztuką zamierającą. I tak kiedy mówił o tym Fletcher, o tym co dzieje się z jazzem, że nie ma muzyków, że nie przywiązuje się do tego wagi, myślałam o Jazz Jamboree, na które ostatnio poszłam ponad 20 lat temu, o tym, że nie wiem gdzie mogę w moim mieście posłuchać jazzu na żywo, że przecież wokaliści wychodzący z jazzu są bardzo dobrzy i właśnie tych słucham z ogromną przyjemnością nawet jeśli dawno nie śpiewają jazzu, o Keremie Gorsev, który jest moim największym tureckim odkryciem, o tym, że przecież ja bardzo lubię jazz i nie wiem czemu przestałam słuchać Radia Jazz, które miałam swojego czasu wprowadzone do pamięci radia. Przeszukanie radia nie dało nic. Nie ma już tej stacji. Fletcher ma rację, niestety. Ale może też nie ma tego radia, może jest tak, że zainteresowanie jazzem jest niszowe, może wręcz snobistyczne, a może granie jazzu jest trudniejsze, może... nie wiem. Może Fletcher wykończył zbyt wielu uczniów w konserwatorium i teraz nie ma kto grać jazzu. 

Wednesday, April 8, 2015

Top do Charm Pack Cherry Quilt ukończony. Bez entuzjazmu. Finalnie wcale aż tak nie podobała mi się kolekcja Bartholomeow coś tam coś tam, co odkryłam już na żywo, bo przecież jak się ogląda obrazki w internecie to wszystko jest taaaakie piękne. Plus jest taki, że nie płaczę, że 3 charm packi poszły. Minus jest taki, że wcisnęłam wierzch głęboko do pudła i będzie musiał poczekać, aż mi się odwidzi.
Ale - bardzo istotne, ale to bardzo istotne jest, żeby zwracać uwagę na kierunek wzorów na tkaninach w przypadku tego projektu. Nie oszukujmy się: ja zwracałam za małą, na co moje niezadowolenie z efektu końcowego też ma wpływ.
Zdjęć nie ma. Na razie.

I have finished top of Charm Pack Cherry Quilt. I am not happy with it. I don't like fabric as much as I thought I would. As usual, fabric looks much better in pictures than in real. That's ok as now I am not sad that I used 3 charm packs for nothing. Top will wait untill I change my mind. 
The point is making this quilt to focus on fabric pattern. I didn't and it has impact on the result. 

Teraz podchodzę do tego samego wzoru, ale z innym zestawem - w zasadzie autorskim. Brakuje mi fajnej żółci, której szukałam jeszcze przed Świętami - nawet wpadłam do Elki po pół metra żółtego w grochy, bo tych w kotwice nie ma. Zakładam, że żółć jako taka jest ta sama i, niestety, nijak nie pasująca. Za żółta ta żółć (co mnie zalewa). Wczoraj wybrałam się do Ładnych Tkanin - jak zwykle sklep mnie czaruje, muszę z niego uciekać. Żółto musztardową tkaninę znalazłam, tak jak sobie wyobrażałam, ale droga pieruńsko, więc tylko pół metra kupiłam. Mam nadzieję, że na żółte akcenty się nada, a jak nie... No to będzie bez żółtego. Poddaję się.

I have started the new one: the same pattern but I don't use charm packs for this project. I cut different fabric that I bought lately online. I don't have nice yellow cotton. I was looking for it before Easter but I didn't find anything for my project. Yesterday I found something in Ładne Tkaniny. I love this shop but I can't stay there too long because of my wallet... 

Przy ostatnim szyciu towarzyszył mi Cormoran Strike o głosie Macieja Stuhra. Młody Stuhr może czytać mi książki, jest naprawdę niezły. A Rowling całkiem daje radę jako autorka kryminałów. Ba, i nawet nie taka oczywista ta intryga jakby się wydawało na początku...

When I sew I like watching some movies - not too serious. I found out that I rather listen to them than watch so from time to time I choose audiobook instead. Lately I decided to listen to "The Cuckoo's Calling" and it was a great idea: I like both: the story and the voice. I'm going to get the second novel and I am sorry there is no third (yet?).

A teraz wracam do House of Cards, bez maszyny, bez krojenia, za to z żelaznym postanowieniem, że jeśli jutro koty obudzą mnie o 5.20 to wstanę.

Tuesday, March 17, 2015

Moja berlińska rozpusta...



Trudno było podjąć decyzję przy tych stoiskach... W końcu zdecydowałam, że kupię coś nieoczywistego: żadnego turkusu, i nic różowego. Brąz, który widać na pierwszym zdjęciu jest pierwszym, który wybrałam, bo to taki kolor, który nazywam "nieoczywistym". Jest brązowy, ale nie potrafię określić co to za brąz. Zdjęcie nie oddaje dokładnie koloru, niestety ani takiego aparatu nie mam, ani takiego światła... A może to tak, że jak nie poprawię zdjęcia w programie to nie ma szans na pokazanie koloru. Do tej tkaniny dobrałam turkus w groszki brązowe. I mogłabym tak jeszcze dobierać i dobierać, gdyby nie ograniczenia portfela... U tego samego sprzedawcy kupiłam jeszcze granat z drugiego zdjęcia. Głównie dlatego, że lubię ten kolor i był inny w odcieniu niż te, które leżą u mnie na półkach. 


Na drugim stoisku kupiłam tkaninę w kółka. Brąz jest podobny, jest też błękit i trochę różowego pudrowego. U tego pana kupiłam też tkaninę, której nie sfotografowałam: czerwień w motyle, przy czym znowu taka nieoczywista, wpadająca w pomarańczowy. 
Niebieska tkanina w łezki i ta czerwona ze zdjęcia z gazetami to były metrowe kupony, ze stoiska z tkaninami patchworkowymi. Różni się od tych pierwszych; jest mniej śliska, bardziej patchworkowa. Tamte mogłabym wykorzystać pewnie też do innych projektów. 


Nie mam jeszcze planu i nie wiem do czego użyję tych tkanin. Nie mam koncepcji, ani planu - kupiłam je po prostu jak szmatoholiczka, która lubi mieć, lubi patrzeć, podziwiać, dotykać i - ewentualnie - marzyć o przyszłych projektach. A na razie i tak nie mam weny, co mnie niepokoi i zasmuca.
Gazety kupione na dworcu ZOO - nie kupiłam wszystkiego co było, a wyborem byłam zaskoczona. Spędziłam tam dobre pół godziny, bo oprócz czasopism niemieckojęzycznych (było kilka oprócz tych, które wybrałam) jest tam też półka z czasopismami z zagranicy, a tam były tytuły anglojęzyczne. Ceny niższe niż te w Polsce, ale po obejrzeniu wszystkiego doszłam do wniosku, że niektórych nie ma sensu kupować. Nie dlatego, że były nieciekawe, ale nie dla mnie. Za to w  jednej z gazet, które kupiłam znalazłam naszą polską quilterkę. W takich momentach duma mnie rozpiera.

Oprócz bawełen patchworkowych pofolgowaliśmy sobie (bo tutaj brał udział Ukochaniec) w zakupach dla domu i nie tylko. Pasiak będzie naszym codziennym obrusem na stół w dużym pokoju. Idealnie się komponuje z fioletową kanapą. Pasiaki były pokazane na zdjęciu w poprzednim poście i chętnie kupiłabym kilka innych, ale pozostałe niekoniecznie pasowałyby do naszego domu. Przyznam, że samym stylem tkanina wcale się nie wpisuje idealnie w to co mamy w domu, ale kolory nas urzekły.

Inna sprawa na się z żakardami. Chodziliśmy koło nich, bo Ukochaniec obiecał swojej córce poduszki od nas na urodziny. Czyli - moimi ręcami uszyte mają być. Wkłady do poduszek kupione są, a jakże, nawet jedna tkanina w konie, bo córka jest koniarą, ale jak przyszło co do czego to okazało się, że to jednak nie końskie motywy mają być. Pokój akurat będzie sobie reorganizować, ściany różowawe, ale nie wiem w jakim odcieniu, meble też nie wiem jakie. Styl nieznany, nic nie wiadomo. Ale jak zobaczyliśmy paryską tkaninę to oboje stwierdziliśmy, że jest świetna, a Ukochańcowi idealnie pasowała do córy. Pan zgarnął ostatni kawałek, twierdząc, że to całkowita nówka sztuka, nigdzie jeszcze tej tkaniny nie ma i chociaż chcieliśmy 1,5 m to nic z tego - wzięliśmy po prostu to co zostało. Jeszcze nie zmierzyłam, ale obawiam się, że nie będzie z tej ilości 3 poduszek. Biorąc jednak pod uwagę te wszystkie groszki i kratki to mam nadzieję, że znajdę w moich zapasach, albo w polskich sklepach, bawełny, które pomogą wykończyć poduchy. Ze względu na ilość tkaniny pewnie zdecyduję się zapięcie na suwak. Ale, co najważniejsze, muszę dowiedzieć się jak szyć taką tkaninę? To jest dopiero zagadka...

A że my też przymierzamy się do zmian w naszym pokoju, to kupiliśmy sobie jeszcze tkaninę w motyle, z której uszyję powłoczki na poduchy, o które opieramy się w niedzielne poranki jedząc śniadanie i oglądając w łóżku filmy. Z szyciem tych poduch jeszcze się wstrzymuję, bo dopóki nie zmienimy koloru ściany za łóżkiem to motyle nie będą za nic pasować.


Monday, March 16, 2015

Stoffmarkt czyli sobota w Berlinie/Stoffmarkt - Saturday in Berlin (fever)

Z berlińskiej wystawy na Sauvigny Platz
I've heard of this place but I didn't get there during our trips to Germany. My quilting shopping ended with turkish market in Kreuzberg. 
Słyszałam o tym miejscu już wcześniej, ale mimo kilku wyjazdów do Berlina ani razu nie udało mi się trafić. Za każdym razem miałam w planach, że poszukam sklepów patchworkowych, ale kończyło się na wizycie na tureckim targu na Kreuzbergu, gdzie wystawione są stoiska z przeróżnymi tkaninami, a kobiety przepychają się oglądając, macając i wybierając materiały na kreacje. Bardzo dużo jest tam Turczynek właśnie, ale nie tylko. Są stoiska z bawełną, która - wtedy gdy byłam tam ostatni raz - kosztowała od 7 euro. Trafiłam też na taką tańszą, ale do dzisiaj nie jestem pewna co to za tkanina, bo niby bawełna, ale z takim połyskiem i śliskością, że równie dobrze mogłaby być podszewką. Ale była tak żywo pomarańczowa, że nie mogłam sobie odmówić...

My beloved come with Berlin trip idea on Friday afternoon. I said YEEEES, and I would say so no matter when he told me about it. We were to go on Friday night but finally decided that Saturday morning would be much better. And when I was looking for accomodation (we wanted private appartment not a hotel room) I checked some information about quilting shops in Berlin. And what I found? Of course, German and Dutch Stoffmarkt that took place in Spandau and Potsdam on that weekend!

Ukochaniec wycieczkę do Berlina wymyślił niespodziewanie i wziął mnie z zaskoczenia. W zasadzie jakby tego nie zrobił i tak na propozycję wyjazdu usłyszałby TAAAAK!  Pomysł w piątek po południu, mieliśmy jechać wieczorem, ale w związku z moimi obowiązkami przenieśliśmy wyjazd na blady świt sobotni. I bardzo dobrze. Bo dzięki temu, szukając hotelu, postanowiłam też posprawdzać jakieś informacje o sklepach quiltingowych, bo może coś gdzieś... może na jakimś forum... I tak, od strony do strony dotarłam do tego, o czym słyszałam. Do raju dla szmatoholiczek, niebezpiecznym dla portfela, serca i zdrowych zmysłów.
Po Holandii i Niemczech jeździ targ objazdowy z tkaninami wszelkimi, pasmanterią, a nawet - jak się okazało na miejscu - z maszynami Bernina.
My beloved couldn't believe that I didn't put a spell on him to choose this specific weekend. I have some Tarot cards but really, I had nothing to do with it (what a pitty). 
Ukochaniec uwierzyć nie mógł, że tak to się poukładało i przez cały wyjazd zachodził w głowę jak go zaczarowałam, że wybrał taki a nie inny termin... Chciałąbym być taką czarownicą, ale sama dowiedziałam się o tym kiedy te targi są dopiero po zaplanowaniu wyjazdu, więc nijak nie mogę sobie tego przypisać. Po prostu tak musiało być!

Na początku marca targ był w Berlinie w Spandau i w Poczdamie. Pojechaliśmy tylko do Spandau, bo po zakupach przestraszyłam się sama siebie... To nie jest takie łatwe, jakby się wydawało. Na początku jest zachwyt i oczopląs, zwiedzanie, oglądanie każdego stoiska, o ile można się przepchnąć. Wybór tkanin ogromny: ubraniowe, dzianiny, home decor, żakardy, jedwabie, bawełny wszelkiej maści... Oprócz tego sprzęt do krojenia, nici, guziki, wstążki i tasiemki, zamki błyskawiczne, aplikacje, naprasowywanki i te maszyny do szycia...
No do wyboru do koloru, co sobie tylko Jagienka winszuje. No to zwariowałam. Obejrzałam wszystkie stoiska. Zrobiłam selekcję. Wybrałam te, w których rzeczywiście mogłam coś kupić.
We  went to Spandau only as it wasn't easy for me to be there, surrounded by all those fabrics, without such an amount of money to be really satisfied with my choices. Permanent feeling of some kind of loss even if I found there so much beautiful stuff. So firstly I just walked around watching at jersey, cotton, jacquard, threads, zippers, buttons and cotton again, laminated cotton, layer cakes, mats, blades, scissors, needles... All I could imagine was there. And myself in the middle of heaven or hell...                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    



Poszłam na kawę.
Na szczęście miałam czas na to, by chwilę odetchnąć i popatrzeć na kościół Mikołaja, który stareńki, najstarszy w Spandau (w ogóle najstarszy, bo przecież Berlin nie ma takiej centralnej Starówki jak miasta w Polsce, więc ten bruk, stary kościół i kamienice wokół to miła odmiana po XIX i XX wiecznej nowoczesności Berlina), wziąć kilka głębokich oddechów i wrócić do stoisk z bawełną.
Quality of this cotton is not the same as American but this cotton was also different than Polish or Czech. It is something between. I think it will work with all fashion sewing, not only patchwork. But - what is important - there were different types of cotton fabric. Prices started with 6 euro. You could choose between yardage, coupons or precuts, but not at the every counter. You can find also japanese cotton (about 18 euros/metr), Moda layer cakes (about 42 euros). I was stunned by colours, especially my favourite turquoise... Too much of them, I couldn't make my mind. 
Jakość bawełny sprzedawanej tam jest pomiędzy tym co kupuję w Polsce a tym co jest w Stanach. Oprócz tej europejskiej, jak przypuszczam, bawełny, która kosztuje między 6 a 7 euro za metr, są też tkaniny japońskie (około 18 euro), tildy (nie patrzyłam na ceny, ale nie były konkurencyjne), pre cutsy Mody (layer cake za 42 euro) - także jedynie kupowanie tkanin europejskich wchodziło w grę. Sprzedawane były na metry albo na kupony po pół metra albo metr. I jak stanęłam przed takim jednym stoiskiem, które mnie zaczarowało ilością turkusów zrozumiałam, że to jest bez sensu. Kompletnie.
Nie ma takich pieniędzy, które by mi wystarczyły, żebym wyjechała stamtąd usatysfakcjonowana.
Nie ma dokładnie tego co potrzebuję, żeby zrealizować planowane przeze mnie projekty.
Nie mam też pomysłu na konkretny projekt, pod który musiałabym kupić nową bawełnę.
Jestem w kropce.

Ale i tak nie wyjechałam z pustymi rękami.

Przy okazji odkryłam, że w sklepach Karstadt jest teraz dział z tkaninami i akcesoriami do szycia. I tam, jakoś pewnie bezmyślnie, ale też z ciekawości, kupiłam nici Coats. Przy okazji mogłam porównać ceny z regularnego sklepu - tam bawełna na przecenie kosztowała od 8 euro, ale większość przecenionych bawełenek kosztowała 10 euro, natomiast regularne ceny zaczynały się od 15. Nie ma co się dziwić, że stoiska z bawełną po 6 euro były oblegane.

By the way, I found that now you can buy fabris in Karstadt. They have department selling sewing accesories and fabrics, coats thread. Prices are high for me, as regular start from 15 euros. It is obvious why stoffmarkt is so popular. 



When I am in Berlin I also visit Idee shop in Charlottenburg. This shop is a heaven for everyone who love crafts: from scrapbooking thru sewing to art. They have department with fabric and threads, some precuts. Prices are little lower than in Karstadt, quality of cotton is good. 

Oprócz targu tureckiego mam jeszcze jedno ulubione miejsce w Berlinie: sklep Idee na Wilmersdorfer Strasse na Charlottenburgu (moja ulubiona dzielnica). Tym razem też tam trafiliśmy. Sklep specjalizuje się we wszystkim co jest potrzebne do uprawiania kreatywnego hobby: od scrapbookingu przez dziergutki do malowania. Tkaniny do patchworku też są, ale ceny zbliżone do tych w Karstadt. Nici Gutermann, droższe niż w Polsce. Jak zwykle tkanin tam nie kupiłam, za to zaopatrzyłam się w post it, który jest jak najbardziej tematyczny... Na Wilmersdorfer część z tkaninami (sprzedawanymi na metry i na charm packi) jest niewielka, więc też nie robi na mnie takiego wrażenia, ale w ramach szaleństwa zakupowego trafiliśmy w poniedziałek do KaDeWe, a tam też jest Idee, chociaż w budynku obok, nie w tym głównym gdzie Tiffany, Chanel etc. W tym Idee jest przy wejściu informacja o tym, że nie wolno robić zdjęć, czego bardzo żałuję, bo... No cóż. Sklep jest ogromny a połowa jego powierzchni to tkaniny. Stoły, regały, póki z tkaninami, wszelkiego rodzaju i maści. I home decor i ubraniowe.

Oczywiście, bawełny patchworkowe też są, ale ceny - takie jak w Karstadt, chociaż wybór zdecydowanie większy. Natomiast wciąż nie są to tkaniny, które mój budżet może pomieścić.

W efekcie przyjechałam z Berlina z tkaninami, nićmi (droższymi niż w Polsce, ale ciekawość była silniejsza), patchworkowymi pismami kupionymi na dworcu Zoo (tam jest wyjątkowo duży wybór, ale pewnie są inne takie miejsca w Berlinie - ja nie znalazłam jeszcze), krochmalem w sprayu (tańszy niż to co kupowałam w Polsce) i jednym pisakiem niezmywalnym.
Sprawdzę kiedy następnym razem objazdowy targ będzie w Berlinie i tym razem, z pełną świadomością, będę naciskać.

Next time Stoffmarkt in Potsdam is on 31 of May and I think I'm going to push my man to go there on that day... Of course, the market travels around Germany and you can find its schedule on the website. And remember to be strong when you get there... ;).