Saturday, April 11, 2015

Whiplash

Jestem rozczarowana swoją świadomością kinematograficzną. O filmie usłyszałam tak naprawdę przy okazji Oskarów, której to ceremonii w tym roku nie obserwowałam, bo poprzednie mnie rozczarowały (oprócz tej z Cirque de Soleil, ale to tylko i wyłącznie z powodu ich występu, a nie nominacji czy nagrodzonych). Oskar za drugoplanową rolę męską. O co chodzi i czemu wszyscy są zobowiązani do przeklinania? 
Film obejrzeliśmy w domu po raz pierwszy. Nie jestem w stanie opisać emocji, które wzbudził, chociaż historia, wydawałoby się, prosta. Konserwatorium muzyczne, świeżak pierwszoroczniak, nauczyciel o zapędach przemocowych. Kat i ofiara. Prosto powinno być. A nie jest. 
W Święta poszliśmy na film do kina. Ku memu zdumieniu wyszłam z emocjami co najmniej tak samo silnymi jak po pierwszym oglądaniu. I zaskoczona tym, jak bardzo niejednoznaczny jest ten film. Kat i ofiara? Ale jakoś nie staję po stronie ofiary. Bo może jednak główny bohater nigdy ofiarą się nie stał, nawet wtedy kiedy płakał, ani wtedy gdy schował perkusję? A może dlatego, że nie był to sympatyczny człowiek, tylko zadufany w sobie narcyz z poczuciem wyższości, który lekceważył innych tak samo jak jego nauczyciel? I czy nauczyciel faktycznie tak bardzo lekceważył i wykorzystywał władzę, czy może miał źle pojętą misję, za którą nie miał zamiaru przepraszać, bo faktycznie wewnątrz uważał, że ma rację? Tylko jeśli tak było to skąd zemsta? 
Muzyka świetna. Przypomniałam sobie, że lubię jazz. Emocje w ostatnich scenach takie same jakie miałam oglądając Amadeusza Formana - kiedy komponowali z Salierim na łożu śmierci wstrzymywałam oddech i było tak przy każdym kolejnym oglądaniu. 
Moja córka stwierdziła, że ją taki nauczyciel wykończyłby, i to też była jedna z moich refleksji, że dobry nauczyciel nie tylko wie jak motywować, ale też wie kogo. Nie każda metoda będzie skuteczna dla każdego i rzecz nie w tym, że on nie spotkał na swojej drodze żadnego Charlesa Parkera, tylko w tym, że z jednego wydarzenia, w dodatku przekręconego jak w głuchym telefonie, uczynił filozofię nauczania muzyki, która nijak nie miała szans się sprawdzić. 
Film niskobudżetowy, ale ze świetnym montażem, który podbija jeszcze emocje, no i z muzyką. O grze aktorskiej nie ma co się rozwodzić, bo Oskar na pewno zasłużony, chociaż nie widziałam pozostałych nominowanych, ale jakoś nie zadaję pytania "ale o so cho?", natomiast zaskoczeniem dla mnie była rola głównego bohatera, bo tak naprawdę widziałam tego człowieka po raz pierwszy, bo filmy, w których grał, nie były w moim kręgu zainteresowań. A dał radę i brak nominacji trudno mi czymkolwiek wytłumaczyć. Może łaską, żeby Oskara nie dostał i nie zniknął? Nie wiem... 
Pod recenzjami filmu widziałam komentarze dotyczące gry na instrumentach, uczenia się. Wiele krytycznych uwag, że to nie tak... Nie wiem, nie znam się. Mam w domu innego typu artystkę, która nie musi zdzierać rąk do krwi. Reżyser filmu grał na perkusji, więc - mam nadzieję - wie o co chodzi. Szczególnie gdy gra się jazz, który jest wymagający, a który też jest sztuką zamierającą. I tak kiedy mówił o tym Fletcher, o tym co dzieje się z jazzem, że nie ma muzyków, że nie przywiązuje się do tego wagi, myślałam o Jazz Jamboree, na które ostatnio poszłam ponad 20 lat temu, o tym, że nie wiem gdzie mogę w moim mieście posłuchać jazzu na żywo, że przecież wokaliści wychodzący z jazzu są bardzo dobrzy i właśnie tych słucham z ogromną przyjemnością nawet jeśli dawno nie śpiewają jazzu, o Keremie Gorsev, który jest moim największym tureckim odkryciem, o tym, że przecież ja bardzo lubię jazz i nie wiem czemu przestałam słuchać Radia Jazz, które miałam swojego czasu wprowadzone do pamięci radia. Przeszukanie radia nie dało nic. Nie ma już tej stacji. Fletcher ma rację, niestety. Ale może też nie ma tego radia, może jest tak, że zainteresowanie jazzem jest niszowe, może wręcz snobistyczne, a może granie jazzu jest trudniejsze, może... nie wiem. Może Fletcher wykończył zbyt wielu uczniów w konserwatorium i teraz nie ma kto grać jazzu. 

4 comments:

  1. Niestety ja jazzu nie cierpię.... Mam słowiańską duszę, kocham melodię. I zawsze zastanawiam się jak inni ludzie mogą to lubić a nawet kochać?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja w jazzowych utworach znajduję dużo melodii, ale fakt, że ten jazz, który jest (w moim odczuciu) kakofonią dźwięków do mnie nie przemawia. Linia melodyczna być musi. Jakaś ;).

      Delete
  2. Nie ma Radia Jazz?
    to żeś mi dała od myślenia :/
    traktowałam to radio w kategorii pewnika na mapie UKF

    ps. Amadeusz - uwielbiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też byłam zaskoczona. Na ich stronie znalazłam oświadczenie na ten temat. I, póki co, nie znajduję zastępstwa. A radia internetowe - nie ta jakość dźwięku (przynajmniej na moim sprzęcie).

      Delete