Wednesday, December 11, 2019

Przerwa na blogu nie jest dla mnie zaskoczeniem; ale to, że to ponad 2 lata to już tak. To nie jest przerwa w szyciu, ale widzę, że moja szyciowa efektywność jest niezadowalająca. Moje życie pędzi, to maszyna stoi nie używana.
Pochłonęła mnie praca. Wciągnęła i trzyma. Przynosi satysfakcję, ale też stres. Niestety, wyraźnie odbiera mi przestrzeń na moje życie. Bo uczę się, nie tylko w szkole, bo przygotowuję, bo trzeba pomyśleć, przemyśleć... Tylko, że nie mam na to już siły.



 To jest pamiątka z wakacji tegorocznych, które spędziłam daleko od domu. Zrobiłam małe zakupy w sklepie z tkaninami. Bawełny zacne, cena przednia (bo kurs waluty akurat przyjazny), tylko bagaż miałam wypchany po kokardy, więc kupiłam po pół metra łączek i gładkich tkanin. Postanowiłam je wykorzystać do szycia ręcznego, przy użyciu szablonów - nie wiem jak je określić...

Odkrycie z Patchwork Meeting Prague, na którym kupiłam plastikowe szablony do EPP. No właśnie, skoro plastikowe, to już nie paper, ale metoda i zasada jest ta sama. Tyle, że romby i inne wielorazowego użytku.
Na kolejnym zdjęciu Diamond, który ma 16 mm i w tym rozmiarze kupiłam też heksagony. Pomysł jest rewelacyjny, wielorazowość jest jak najbardziej słuszna, jedyny mankament to liczba tych szablonów w paczce. Bo jak się rozhulałam z szyciem to okazało się, że tych szablonów jest za mało. W trakcie szycia, na bieżąco, można je wyjmować i używać dalej, ale w końcu tych możliwości nie ma. Więc nie jest to pomysł na duże projekty, niestety. Koszt takiego kompletu to kilkanaście euro, więc raczej nie wyobrażam sobie kupienia ich tylu, żeby uszyć coś więcej niż poduszkę...
Ciekawym rozwiązaniem jest łączenie różnych kształtów. Na razie nie mam na to wyobraźni i czasu, żeby pokombinować co będzie pasowało. To jeszcze przede mną.

A dalej zdjęcie jednego z projektów zeszłorocznych. Niedokończony patchwork, którego projekt znalazłam w jednej z książek. Postanowiłam go zmodyfikować i dodać ramę, ale wygląda na to, że jednak pozostanę przy tym co w projekcie. Jakoś nie bardzo "dogaduję" się z kwadratowymi projektami, rozmiarowo ten patchwork jest taki ni w 5 ni w 9, ale lepiej będzie go po prostu skończyć. Rozgrzebanych projektów mam sporo, część na etapie pikowania, część na etapie lamówki i zaczyna mnie to męczyć. Finished is better than perfect. Tę zasadę opanowałam do perfekcji. Okazuje się, że kłopotem - po tylu latach szycia - jest dla mnie zszycie zwyczajnie kwadracików tak, żeby rogi się schodziły. No nie może się to udać, musi coś być przesunięte. Trochę mnie to złości, ale też sobie odpuszczam. To ma być jednak zabawa, relaks, przyjemność, a nie przyczyna do samobiczowania i wypuszczania na siebie swojego super surowego krytyka.