Tuesday, January 28, 2014

Update! Tamborek znaleziony!

Sprzedawca z brytyjskiego amazona odmówił wysłania towaru do Polski. No szlag by trafił i cholera wzięła! O ile jeszcze amerykański amazon trochę rozumiem (ale tylko trochę, nie mogę im wybaczyć tej dyskryminacji, tak samo jak wścieka mnie jeden super amerykański sklep, który za granicę nie wysyła), bo co oni tam o Polsce wiedzą, to brytyjski jest dla mnie zagadką. Jaki mają problem? Nie zauważyli, że to Unia Europejska?
I to zmobilizowało mnie do zintensyfikowania poszukiwań. Po pierwsze, znalazłam tamborki do pikowania w polskich sklepach. To to samo co chciałam kupić za granicą, cena... powiedzmy, że zbliżona, narzekać nie będę. W ramach poszukiwań trafiłam też na blog, na którym bardzo dokładnie zostało opisane jak się pikuje ręcznie. Po tym co tam przeczytałam jestem:
1. przekonana, że bez tamborka ni chu chu nie pojadę z tym koksem
2. przerażona, bo wygląda na to, że jest to o wiele trudniejsze, niż mi się wydawało na początku
3. zaintrygowana i chcę spróbować już!
Bez tej instrukcji za nic w świecie nie opanowałabym tego co dzieje się na youtubowych filmikach. Fakt, że oglądałam praktycznie bez dźwięku, więc może panie opowiadały o tym co robią z palcem pod spodem robótki, ale na pewno tego nie pokazały (bo i jak to pokazać...), także instruktaż po polsku jest pierwsza klasa! Co ciekawe, na forum o szyciu nie ma w ogóle o tym mowy. Jest tylko i wyłącznie pokazany rysunek jak szyć "na krzyż" (nie krzyżykiem, to mylące jest), żeby nitki między warstwami tkaniny krzyżowały się. Do szwu fastrygowego można mieć zastrzeżenia i obawy i wcale mnie to nie dziwi, bo ja też nie jestem taka przekonana, ale skoro to jest propozycja Amerykanek, których tradycją jest szycie i pikowanie, to może jednak trzeba zaryzykować i spróbować szyć tak jak one?
Niech się już ta sesja skończy...

Sunday, January 26, 2014

Wstęp do pikowania ręcznego

Zakupione zostały: mulina polska, mulina DMC cieniowana, kordonek biały polski i niepolski grubszy kordonek różowy. Wszystkie po to, żeby zobaczyć co będzie wyglądało najlepiej. Na pytanie co lepsze do pikowania: mulina czy kordonek pani stwierdziła, że mocniejsza może być mulina, no chyba, że ją rozwarstwię. Hmmm. Nie wiem. Szkoda też, że nikt nie czyta i nie może się ze mną podzielić swoim doświadczeniem.
W dodatku mam drugi dylemat: na wszystkich filmikach instruktażowych pokazany jest zwykły szew fastrygowy. Ot, wbijasz  prosto, nabierasz tkaninę, znowu wbijasz, nabierasz i tak aż igły zabraknie, a wtedy przeciągasz i tadam! Jest. A na forum napisały panie, że lepiej jednak prostym, ale krzyżykowym. Nie mam pojęcia jak wtedy kontrolować długość ściegu pod spodem. Więc zacznę od prostego fastrygowego, bo to i tak będzie niezłe wyzwanie.
Tamborka na razie nie kupuję. Net przejrzałam, posprawdzałam i widzę, że Polsce to raczej takiego tamborka nie kupię. Za granicą - a i owszem, wszystko, z cudnymi ramami wielkości mojego pokoju (przesadziłam, dobra, mniejsze są), albo mniejszymi stojącymi, ale wciąż kosmicznymi (piękne!), przy których na pewno plecy nie bolą od pochylania... Wszystko mi się podoba, tylko kosztuje od czorta funtów. Stanęło na wyborze prostym, z tworzywa sztucznego, lekkie to i w porównaniu z resztą tanie. I teraz mam dylemat kolejny (kobieta dylematu, normalnie, dostanę za to nagrodę?): najpierw kupić i dopiero zacząć pikować, żeby mieć w pełni zabezpieczone zaplecze techniczne, czy też najpierw zacząć pikować a potem dokupić tamborek (kilkanaście funtów piechotą nie chodzi). Opcja pierwsza to ryzyko kupienia czegoś, czego nie będę używać, jak mi się ręczne pikowanie nie spodoba (wątpię, ale biorę pod uwagę). Opcja druga to ryzyko, że mi się pikowanie ręczne nie spodoba, bo będzie niewygodnie i porzucę je zanim jeszcze cokolwiek zaczęłam robić.
Kwestia trzecia to naniesienie wzoru. Bo sobie wymyśliłam, że będą kółka (cząstki pomarańczy, czy jak tam się zwie ten wzór), a tego bez odrysowania wzoru nie zrobię. Na razie naniosłam na tkaninę ślady z pisaka znikającego (z jednej narzuty znikał mi przez ponad miesiąc, więc próbkę zrobiłam tam gdzie ewentualnie będzie lamówka). Niestety, od 3 dni nie zniknął, więc nie będę ryzykować rysowania wzoru (ciekawe, bo czasem przecież znika szybciej niż nadążałam szyć). To czego mam użyć? Jak się nie uda to przepikuję po prostu kwadraty... Ale te kółka mnie jednak kręcą. Och, ratunku, ratunku. Tyle dylematów, a egzamin czeka...

Tuesday, January 21, 2014

Przygotowuję się do sesji. Mam za sobą pierwszy egzamin zerówkowy, bez szału, bo pytania otwarte i obawiam się, że nic z tego nie będzie. Nie dlatego, że nie byłam przygotowana, skąd. Oczywiście, w oczach pani psor mogłam być przygotowana za mało, to inna rzecz, ale głównym powodem jest zwyczajnie charakter pisma. Niestety, stres i presja czasu, a przede wszystkim presja mojej własnej głowy (tak mam, że za szybko myślę i nie nadążam, więc uporządkowanie wszystkiego zajmuje za dużo czasu, co na egzaminie oznacza ściganie się z głową. No, chyba, że nic nie myślę, ale to jakieś przypadki wyjątkowe) wpływają na to, że bazgrolę. Efektem może być profesorski foch za brak szacunku dla oczu czytacza. No co ja poradzę. Test mogła dać.
W każdym razie teraz przygotowuję się do kolejnych egzaminów, a moje myśli fruwają w stronę tych wszystkich ufo i ewentualnie nowych pomysłów. Tak, bo ja sobie mogę obiecywać, że najpierw skończę to co mam w pokoju, ale obiecanki cacanki a na pintereście jest tyle fantastycznych inspiracji... och i ach.
Czyli metoda jest taka: odsłucham i zrobię notatki z dwóch wykładów to może pozwolę sobie chociaż na wyprasowanie tego co właśnie zdekatyzowałam.
A jak napiszę pracę na angielski to może nawet pozwolę samej sobie powycinać co nie co, na ten projekt, co to go miało nie być, bo przecież mam tylko wykańczać!
Ewentualnie rozrysuję może sobie wzór pikowania. Do pikowania ręcznego.
Jestem niereformowalna i niezdyscyplinowana. Ja nie wiem jak ja sobie w życiu radziłam do tej pory! I jak ja mogę wmawiać córce, że samodyscyplina jest ważna... Nauczyła się przez obserwację, że jednak niekoniecznie, a ja mam do niej pretensje.
Zmykam słuchać drugiego wykładu.

Friday, January 17, 2014

Dotarły do mnie dzisiaj kolejne tkaniny. Obawiam się, że to też ostatnie tkaniny w najbliższym czasie. Nie wiem czy to tylko moje niedopatrzenie, czy czegoś nie zauważam, czy też miałam jakieś dziwne wrażenia w poprzednich latach, ale tak jakby nie było wielkich wyprzedaży tkaninowych. W zeszłym roku miałam wrażenie, że było ich więcej i pamiętam, że kupiłam trochę pięknych tkanin, których normalnie w ogóle nie brałabym pod uwagę ze względu na cenę.
Ku mojemu zaskoczeniu, ta przesyłka z FabrickShack nie miała żadnego gadżetu, a za każdym razem coś dostawałam. Nie było to nic cennego, ale zawsze miły to gest. Jak nic, w Stanach oszczędzają... I może to dobrze, bo jak spojrzałam na stan mojej karty kredytowej to raczej nie powinnam niczego nowego kupować, tylko kartę spłacać. W końcu czeka mnie w tym roku kilka poważnych wydatków jeszcze.
Nie zmienia to jednak faktu, że nakręcona na pikowanie ręczne zaczęłam szukać tamborka. Nie jest to takie proste jak mi się wydawało. W domu jakiś mam, ale jest zdecydowanie za mały i za słaby na to, żeby utrzymać 3 warstwy tkaniny. Wypatrzyłam coś w Anglii i mam nadzieję, że w końcu kupię, chociaż wcześniej kilka razy się zastanowię. Widzę jednak, że tak mi się podoba siedzenie przed telewizorem i szycie, że nie zrezygnuję z tego pomysłu.

A pomysły na ten rok?
Przede wszystkim chcę skończyć wszystkie moje UFO, które zalegają. Głównie chodzi o pikowanie i lamówki, ale jeden patchwork został rozpoczęty kilka lat temu, porzucony, po czym do niego wróciłam, o czym nawet na blogu pisałam. Koncepcja została całkowicie zmieniona, bo też nadmiar czerwieni i różu dawał po oczach.
Jeden z moich UFO patchworków chciałabym wykończyć ręcznie. O tym była mowa już w zeszłym roku, bo narzuta leży długo w pudle.
Dodając do tych, które leżą w pudłach Farmer's Wife i BOM... mam roboty na cały rok. Ale gdybym jednak znalazła czas to koniecznie Apple Core w groszki (i wtedy też chciałabym pikować ręcznie. Tak, tamborek jednak się przyda!). Groszki są bezpieczne dla mojej karty kredytowej, bo dostępne w Polsce.

A tak naprawdę to najchętniej uszyłabym coś nowego i pewnie na tym się skończą moje postanowienia o wykańczaniu tego co niedokończone. Biorąc jednak pod uwagę ustawienie Saturna to jest wielce prawdopodobne, że głównie będę kończyć to co do dokończenia.
A żeby to zrobić jak należy przydałaby mi się nowa maszyna... Ta najpiękniejsza i wymarzona... Bez niej pikowanie po prostu będzie niemożliwe, prawda? Prawda!

Sunday, January 12, 2014

2013 był i się zmył

2013 się skończył. Czy ktoś tego może nie zauważył? No nie, wygłupiam się, jasne, że wszyscy to zauważyli, w różnym czasie co prawda, ale na całym globie ta północ wybiła, i nawet gdyby to ktoś przespał to następnego dnia się zorientował, że mamy kolejny rok. Mnie tam to specjalnie nie cieszy, jakoś te momenty przejścia nie są dla mnie przejściowe. Chociaż przepłakuję urodziny, czy też dzień przedurodzinowy, więc to nie jest tak, że to znaczenia nie ma. Po prostu nie cieszy. Nie mam problemu z żegnaniem się z tym co było, ale świadomość, że teraz oznacza to, że przede mną jest coraz mniej... a do zrobienia i tak coraz więcej... i może się nie wyrobię...
Ale dobra, dość smutków, bo to nie tak miało być.
Przejrzałam moje plany na 2013. Wydawały mi się skromne, ale okazały się mocno na wyrost.
Farmer's Wife nie jest gotowy, ale wierzch jest prawie skończony. Biały jednak się sprawdził, natomiast nie mam spodu. I nie mam pomysłu na spód. O pikowaniu nie wspomnę, bo na razie nie mam pomysłu...
Apple Core nawet nie jest ruszony. Przynajmniej wiem, że zrobię go dokładnie w tej samej tonacji kolorystycznej co Farmer's Wife. 2013 rozpoczął sezon na polka dot i tak mi zostaje...
Aplikacje? Jakie aplikacje? Coś mi się udało przyszyć, ale bez przesady. No więc nic z tego.
Pikowanie ręczne - no błagam! Ale ręczne szycie ćwiczę, bo mi maszyna znowu szwankuje.
Aaaa, i chciałam codziennie szyć. No jasne. I co jeszcze jaśnie panienka sobie życzy. Nie ma takiej opcji... Chociaż nie mówię, że nie chciałabym, żeby tak było.
BOM - cóż, utknęłam w połowie mniej więcej. Dla mnie jasny przekaz, że to nie jest zabawa dla mnie, bo nie pociągnę tematu wg cudzego harmonogramu, nawet bardzo rozsądnego. I nie do końca odpowiada mi narzuta z tak różnymi blokami; nie chodzi o to, że nie odpowiada mi różnorodność - w końcu Farmer's Wife to ponad 80 różnych bloczków - ale taki rozrzut trochę mi przeszkadza. Uszyłam już wg różnorodnych wzorów narzutę, która czeka na pikowanie (rozłożona na podłodze...), ale ona miała jakiś pozorny, ale jednak, motyw przewodni.

Prawda jest taka, że 2013 rok przez ponad połowę był zajęty przez odwykowy staż. Skutecznie zniweczyło to wszelkie plany, ale za to dało mi niezłego kopa w innych dziedzinach, bo wiem co chcę dalej w życiu robić. Przynajmniej przez 5 najbliższych lat, a może na zawsze (bo tego czasu mało).
Czyli walę skruchę w nowym roku, ale głowy popiołem nie sypię, bo czasu nie zmarnowałam, a przez ostatnie 3 miesiące nieźle go nadrobiłam.
Patchwork dla Mamy uszyty.
Farmer's Wife w niezłym stanie.
FMQ próbowane i już się go tak nie boję. Boję się mojej maszyny, która jest rozkapryszona ostatnio, ale widzę, że jest szansa.
Nauczyłam się używać krochmalu i nie wiem jak funkcjonowałam bez!
BOM przerwany, ale kilka lekcji odrobionych.

Plany na 2014 za momencik... Nie będą specjalnie imponujące, niestety.

Thursday, January 9, 2014

Nie, nie idą do kosza.
Będzie biało! Trzymajcie kciuki, żeby wyszło dobrze.

Sunday, January 5, 2014

To są 3 ostatnie bloki jakie uszyłam w zeszłym roku do Farmer's Wife. Postanowiłam, że to koniec, bo na narzutę wystarczy taka ilość (107 wszystkich), a ja już nie mam cierpliwości dalej... To chyba było najgorsze. Plus myśl, że nie wszystkie bloki i tak będą wykorzystane. Część z nich poprawiałam, ale - jak już wcześniej wspomniałam - nie było ich aż tyle jak mi się wydawało. Właśnie ostatni set zdjęć wrzuciłam na flickr i moim nawracającym bólem głowy jest jakość zdjęć. Nie mogę wymagać od siebie za dużo, bo robiłam je telefonem. Co prawda w domu jest jeden porządny aparat, ale obsługuje go tylko i wyłącznie moja córka, a i tak żaden aparat cudów nie zrobi bez właściwego światła. A tutaj nie mam czego się spodziewać przez najbliższe pół roku...
Zaczęłam rozkładać bloki na podłodze i naszła mnie gwałtowna, acz przerażająca myśl, że przy tej ilości białego tła pomysł z białymi ramkami do bloczków mija się z celem. Pozostaje szarość. Wycięte paseczki idą... no nie do kosza, ale do skrawkowego pudełka.

Friday, January 3, 2014

Nie chodzi o to, że to nasza sypialnia, chociaż - przy okazji całkiem - zapraszam do naszego mieszkania... To po prostu jedyne na tyle dobrze oświetlone miejsce, żeby pokazać choć trochę jak wygląda uszyty przeze mnie patchwork, który wysuszony czeka na dogodny moment, żeby go wręczyć. Okazuje się, że wcale nie jest taki mały, jak go malowałam; 54"x75". Wykorzystałam Floral Gatherings Layer Cake, który stanowił główny element narzuty. Wykorzystałam 35 kwadratów na główne elementy oraz 1 na małe kwadraty, które są w środku, pomiędzy kulami śnieżnymi. Inspiracją do tej narzuty było zdjęcie z internetu, którego nigdzie sobie nie przypięłam. Snow balls są uszyte właśnie na bazie kwadratu 10"x 10", trójkąty miały... no i właśnie oglądam uważnie pomazaną kartkę z notatkami co i jak mam szyć i okazuje się, że nie wiem, ile miały. Trudno. Nie ma ramy.
A to fragment spodu. Tym razem wykorzystana została tkanina Towne Square Quilts, ale nie wiem dokładnie która z serii... Kupiona była dawno temu, w ramach promocji "50%" i leżała w szafce nie ruszana, bo też nie miałam do końca pomysłu co z nią zrobić. Nie starczyło jej jednak na cały spód, więc wykorzystałam też resztki z kul śnieżnych i w ten sposób część spodu to Broken Dishes. . Pozostała część, której nie widać na zdjęciu, to po prostu beżowa tkanina bez wzorów, kupiona w polskim sklepie, o ton ciemniejsza niż ta wykorzystana do tła.

 Wzór do pikowania wybrałam z książki 501 Quilting Motifs i było to spore wyzwanie. Moja maszyna nie jest super sprawna, więc to co widziałam pod spodem odbiegało od moich oczekiwań, ale po kolejnym ustawieniu naprężenia nici przestałam się szarpać. Na szczęście wzoru nie musiałam powiększać, ani zmniejszać. Wydrukowałam je, przyczepiłam szpilkami do tkaniny i przeszyłam. Przy likwidowaniu papieru mocno nadwyrężyłam paznokcie i żałowałam, że nie mam specjalnej pęsety do wyciągania resztek papieru. Niestety, trochę naruszyłam też nici, ale nic się nie spruło, jedynie poluzowało. Wzór jest na co drugim bloku, natomiast wszystkie zostały przepikowane "prawie po szwie", bo pikowanie po szwie to jakaś masakra i nigdy mi się nie udaje - nie mam cierpliwości do powolnego prowadzenia maszyny... Przy okazji okazało się, że o wiele łatwiej pikowało się zwykłą stopką, a nie tą z górnym transportem (która wylądowała w międzyczasie w śmietniku.
Lamówkę zrobiłam z resztek tkanin, połączyłam bordo z beżem i kawałkiem zielonej tkaniny z Layer Cake. Częściowo została przyszyta na maszynie, a wykończona ręcznie. Uff.
Nie zrobiłam, niestety, żadnej etykiety i teraz tego żałuję. Doszyć jeszcze mogę, bo przecież narzuta nie trafiła do właścicielki, ale nie do końca wiem co na niej napisać... Jeszcze się zastanowię. Spodobało mi się ręczne szycie, to może być dodatkowa frajda. 
Czyli pierwszy projekt na ten rok zakończony. Nie muszę nikomu mówić, że był to projekt na grudzień... spontaniczny, ale jednak...