Saturday, January 26, 2013

Quilter's Life ;)

Coś w tym jest, nie uważacie? Jak już się usiądzie do maszyny - to przepadło. Mi wystarczy nawet mata i nóż. Udanego weekendu!

Farmer's Wife odc.1

Jestem już zalogowana na flickr, należę do grupy i na szczęście postanowiłam ruszyć z szyciem od lutego. Tkaniny też nie wybrane, ale tutaj dyscyplina kolorystyczna nie musi być aż taka; zresztą to są małe bloki, 6", więc też nie potrzebuję nagle kilku yardów jednej tkaniny - no chyba, że akurat tak sobie wymyślę. Ale nie wymyśliłam jeszcze, że tak to będzie... W każdym razie do książki dołączona jest płyta ze wzorami szablonów do wycięcia. Fatalne, bo jeden szablon do wydrukowania na jednej kartce, a szablonów jest 106 - marnowanie papieru ogromne, bo to małe kwadraciki, trójkąciki i inne figury geometryczne. Zresztą, skoro blok ma 6", to wiadomo że części nie są jakieś wielkie. W książce jest "z grubsza" opis bloków, w zasadzie tylko informacja, które szablony będą użyte, ale bez rozmiarów poszczególnych elementów. Cóż, trochę czasu mi zajęło znalezienie informacji, czy 6 cali to blok końcowy czy ten do wszycia w narzutę. Wygląda jednak na to, że nie wykończony powinien mieć jednak 6,5". Pierwszy sukces w zdobywaniu informacji zaliczony. Dalej trzeba wydrukować te wszystkie szablony i tutaj znowu - schody. Bo owszem, zgodnie z zaleceniem drukuję z pdf'a, ale... brakuje 1/8". Tak mi się wydawało, bo przecież nie miałam pewności. Ale obejrzałam blok, w którym kwadrat z pierwszego wydruku  miał się pokazać i jak nic - powinno być 2,5", a nie jest.  Przeczytałam uwagi i komentarze z oficjalnej strony i innych kobiet, które już uszyły, ale wszyscy twierdzą, że ewentualne problemy pojawiają się przy jpg'ach, a nie pdf'ie. Wystarczy, żeby było 100%, żadnego dopasowywania do strony... No i takie są ustawienia. Tak mi się wydawało. Jak już dobrze się przyjrzałam to okazało się, że jednak nie ma 100%, ale za chińskiego boga nie wiem jak przestawić ustawienia na 100%. Byłam przekonana, że pomysł z FW już mogę wrzucić do lamusa, bo o ile część bloków mogłabym bez problemu zrobić na oko, mając już pewność co do faktycznej wielkości bloku, to niektóre składają się z tak malutkich części, że nie byłabym w stanie ich uszyć bez szablonów.
Na szczęście wystarczyła zmiana komputera - na moim wszystkie ustawienia są właściwe, więc szablony są wydrukowane, a część jest nawet wycięta. Nie wiem jeszcze czy nakleję je na tekturę, czy na coś innego. Ważne, ze mogę zacząć w lutym. A to już za kilka dni...

Narzekanki

To sobie ponarzekam, bo nie wszystko idzie tak jakbym chciała. Macie tak? Pewnie każdy czasami tak ma... Mówię sobie, że skoro są takie blokady to znaczy, że one po coś są. Nawet jeśli nie rozumiem po co to trzeba to akceptować. Zen. Terefere. Nie jestem taka cierpliwa, spokojna ani dojrzała. Lubię moje plany, szczególnie wtedy gdy mogę je realizować.
No dobra, takie "życiowe" przeszkody usprawiedliwiają niewypały, a że tym razem usprawiedliwiam się tylko przed sobą - to luz. Ale i tak nie pasuje mi to kompletnie.
Tośmy się najpierw pochorowali. Ukochaniec zaczął, o czym już pisałam, to ja nie mogłam być gorsza. Bardzo chciałam, naprawdę, ale mimo wszystko obudził się we mnie duch rywalizacji i postanowiłam być chora bardziej. I udało mi się, a co, tydzień w łóżku, bez możliwości zrobienia czegokolwiek.
BOM ruszył.
Sesja za pasem.
A ja w łóżku.

Pierwsze dwa bloki ruszają, a ja do tej pory nie wybrałam tkanin! Nie wiem nawet jakie kolory będą w mojej narzucie, nie wiem jakie tło wybrać - czy szare, które w razie czego łatwiej dokupię, czy może inny kolor? Ważne, bo tła ma być 6 yardów, co daje - bagatela - jakieś 4,5 mb polskiej bawełny. Powinno być 5,5, ale polska tkanina szersza. Czyli jestem w głębokim lesie!
Żeby nie było, że mi tylko tkaniny brakuje: jednym z elementów przydatnych jest linijka, w zasadzie kwadrat, 12,5", którym potem wyrównuje się blok, żeby miał odpowiedni rozmiar. Ta linijka miała do mnie przyjechać w poniedziałek. Umówiłam się na kawę w Krakowie z przyjaciółką, która tam się wybrała na randkę z mężem. Wskazałam co takiego z amazona chcę, opłaca się mimo, że to funty a nie dolary - bo jednak bez kosztów przesyłki, ale dzisiaj dostałam informację od niej, że do teraz największa przesyłka nie dotarła... a największy był właśnie zestaw linijek kwadratowych. Co prawda przyjaciółka mówi, że je potem dośle, ale w Polsce będzie tydzień, więc do mnie dotrze ta paczka za co najmniej 2 tygodnie. Nie mówiąc o dodatkowych kosztach, które czynią taką zabawę kompletnie nieopłacalną...
Czyli jakby z BOM wszystko pod górkę.

Moje UFO's czekają na swój czas, a tego czasu teraz nie ma, bo sesja. I jestem na siebie coraz bardziej zła! Wszystko zaczyna się opóźniać.


Sunday, January 13, 2013

2013

Nowy Rok się zaczął, na razie z przytupem na studiach - bo w zeszłą sobotę miałam 4 zaliczenia. Na razie wyniki są pozytywne, w każdym razie jeszcze nie straciłam szansy na kolejne stypendium, chociaż o to, żeby było tej samej wysokości to będę musiała mocno powalczyć. rfffffftedADDDDDDDDDDDADADADADADADADDADADADADADADDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Autorem pięknej wstawki literackiej, zaprezentowanej w języku obcym, jest Stefan. Tak Stefan prezentował się w okresie przeprowadzkowym, kiedy po domu szalały kartony. Zdecydowanie radzi sobie z nimi lepiej niż Hanka Mostowiak.

Wracając do sprawy - bo nie o kotach i nie o stypendium chciałam pisać, ale o nowym roku - po zakupie kalendarza próbuję opanować moje plany noworoczne. Z planami jest tak, że wciąż mam problemy z odróżnianiem ich od marzeń i od pobożnych życzeń. Albo głupich pomysłów. Mój kalendarz ma fantastyczną opcję dla takich jak ja: w tygodniu należy skupić się na 3 ważnych sprawach. Trzech! I dobrze, bo w nawale pomysłów, marzeń i życzeń pobożnych w pierwszym tygodniu nowego roku wprowadziłabym kilkanaście porywających pomysłów a potem płakałabym nad swoją nieudolnością, bo widzę, że z trudem udaje mi się zrealizować dwie wg. planu. To nie znaczy, że nie robię nic, ale albo jestem za kiepsko zorganizowana (oj, jestem!), albo zwyczajnie nie lubię się dostosowywać nawet do tego co sama sobie próbuję narzucić. Czyli: miałam uczyć się psychometrii, a skupiam na diagnozie. Jedno i drugie jest potrzebne do zrealizowania celu nadrzędnego, ale jakoś rozsypuje mi plan na miesiąc i w kalendarzu trzeba kreślić.

Muszę sobie przypominać, że blog nie jest o studiowaniu, ale głównie o szyciu... Czyli wróćmy do meritum (widać jaka jestem zdyscyplinowana już po tym wpisie!). Co będę robić w tym roku? A więc: tadam! Ogłoszenie parafialne i pętla na moją szyję!

1. Farmer's Wife Sampler Quilt! Książkę mam od zeszłego roku, a wczoraj założyłam konto na Flickr i dopisałam się do grupy, która dzielnie walczy z takim samym pomysłem. Cóż, niektóre z pań zaczęły szyć dawno temu i już skończyły, zdjęcia mnie urzekają, a niektóre powodują, że mam ochotę schować się w ciemny kąt i nie wychodzić. Nie chodzi nawet o zdolności manualne - pewne techniczne sprawy będę musiała nadrobić, wiem o tym, ale to jak inni dobierają kolory, jak je komponują...Ach i och. Nie mówiąc o tym, że zazdroszczę (envy!) Amerykankom dostępu do tkanin. To się będę boksować ze swoją zawiścią (no dobra, nie jestem zawistna, tylko często sfrustrowana, bo niektóre quilty wyglądają tak jak wyglądają właśnie dzięki tkaninom). W każdym razie od lutego ruszam z szyciem. Muszę tylko zdecydować czy będę brała co mam w szufladach, czy jednak zainwestuję w tkaniny dedykowane specjalnie do tego projektu. No i - jaki rozmiar wchodzi w grę. Rozsądnie będzie szyć 2 bloki tygodniowo, ale w takim układzie nie skończę samego szycia do końca roku... To też jest jeszcze do przemyślenia. Czy tylko w tym roku szyję, czy chcę w tym roku skończyć.
2. Skoro o moich brakach technicznych była mowa - pojawił się button do BOM, w którym też chcę wziąć udział, a który łączy w sobie wszystko to, czego chcę się nauczyć, i o czym będzie mowa poniżej.
3. Aplikacje - nie uszyłam jeszcze nic z aplikacjami. Kiedy patrzę na filmiki na youtube, albo na zdjęcia, to wszystko wydaje się takie proste! Moim marzeniem jest uszyć kiedyś piękną kolorową narzutę z drobnymi aplikacjami, ale nie rozpędzajmy się - to nie jest punkt na ten rok. W tym roku wystarczy mi, że się nauczę dobrze to robić.
4. FMQ - nie jestem w tym biegła ani tyci, w dodatku nie mam nawet dobrego stołu do maszyny, żeby swobodnie majtać wielką narzutą, ale - czas najwyższy wziąć byka za rogi. Chciałabym w kwietniu przepikować tak narzutę. Do kwietnia daję sobie czas na ćwiczenie. Nie wiem czy nie rzucam się z motyką na słońce, ale mowa jest o pikowaniu prostym wzorem, żadnych szaleństw.
5. Małe rzeczy. Nie szyję ich praktycznie. Doświadczenie woreczkowe bardzo mi się spodobało, więc na pewno woreczki powtórzę (szczególnie, że córka czeka), ale oprócz tego jest mnóstwo innych projektów, które chciałabym zrealizować. A co będzie do nich potrzebne oprócz zapału i maszyny? Ha, umiejętność wszywania suwaka! Wiem, wiem. Proste na pewno. Jak konstrukcja cepa. Widziałam na filmach. Na zdjęciach. Tutoriale czytałam. I nic mi z tego nie wychodzi... Więc w tym roku ma wyjść!
6. Applecore. Miałam się do niego przymierzyć w zeszłym roku. Nie wyszło, bo były inne sprawy i duża przerwa w szyciu (wiadomo - kot w kartonie nie zwiastuje nadmiaru czasu na szycie). Trudny jest. Czytałam. Jak znam siebie, nie skończę na jednej poduszce. Ale - poduszkę uszyję co najmniej. O tyle mi łatwiej, że mam maszynkę do wycinania, to przynajmniej nie będę z nożyczkami szaleć, ani z pp.
7. Pikowanie ręczne. No cóż... Poduszka może? Mam jeden nie dokończony (bo nie przepikowany) patchwork, który aż się prosi o pikowanie ręczne, najlepiej kolorowe... Nie umiem. Kręci mnie to i bawi, ale nigdy nie robiłam. Ostatnie haftowanie miało miejsce 30 lat temu. Igłę w ręku trzymałam, a jakże i nigdy nie jestem zadowolona z efektu, np. przyszywania lamówki. Więc jeszcze trochę przede mną... Ale w tym roku spróbuję i zrobię, bo w ogóle trochę projektów do szycia w ręku muszę mieć, żeby spędzać czas z rodziną, a nie tylko w mojej piwnicy.
8. Szyć mam codziennie. Mogę sobie weekendy odpuścić, a niech, ale tak to do maszyny, igły etc. mam siadać codziennie. Nie tylko czytać, oglądać filmy. Nie. Codziennie mam coś zrobić - jeśli nawet nie uszyć to  pociąć, zaprojektować etc. Mam nadzieję, że mi się uda. Nie narzuciłam sobie jeszcze rygoru czasowego, ale będę musiała.
9. I mam jeszcze jeden cel na ten rok, ale o nim jeszcze nie napiszę. Nie wiem do końca czy ten cel to już plan, projekt czy to wciąż marzenie. Zobaczę za kilka miesięcy...

Ma być pracowicie. W tych 9 punktach jest plan minimum, bo przecież chcę w ogóle - przy codziennym szyciu - skończyć to co zalega w piwnicy i czeka na zakończenie - chciałabym do końca marca. A wiem, że co chwila dopada mnie inspiracja, która wrzeszczy: uszyj takie, uszyj! Albo trochę inne, ale takie! No i co z nią mogę zrobić? Nic, nie chce się zamknąć.
Czego wszystkim też życzę - tej wrzeszczącej inspiracji.

Saturday, January 12, 2013

UFO

Kiedy tak przedwczoraj siedziałam nad notatkami przypomniało mi się, że w koszyku leży kilka zszytych bloków. Zaczęłam je robić jeszcze w mieszkaniu singielki z dzieckiem, w przekonaniu, że nie muszę żadnego "paper piecing" wykonywać, bo po co - sprytniejsza jestem i ja tak  nie muszę sobie ułatwiać.O, jaki bezsens! Ile zmarnowanej tkaniny i ile czasu! Nie powiem, że to moja ulubiona technika, ale na pewno nie jest już przeze mnie tak niedoceniana jak na początku.
Rozpoczętą pracę wyciągnęłam któregoś popołudnia w domu w lesie i z zapałem zabrałam się do pracy - bo tym razem wiedziałam już więcej o papierze. Zaczęło iść całkiem sprawnie, ale... No właśnie. Wrzuciłam kilka bloków na ścianę i stwierdziłam z żalem, że wcale mi się nie podoba to co robię. Wściekle czerwono - różowe bloki, mimo delikatnych innych akcentów kolorystycznych, doprowadzały mnie do reakcji mało... przyjemnych. Nie mogłam na to patrzeć. Nie miało znaczenia jak bloki układałam - nie i koniec! Najpierw zrzuciłam to na przesyt czerwienią i różem, ale to chyba nie do końca tak, bo nadal z przyjemnością kupowałabym właśnie różowe tkaniny. Nawet odczuwam ich niedobór.
Czyli rzecz nie tyle w mojej niechęci do koloru, co w kompozycji. Smutno. Czerwień w rzeczywistości jest mniej strażacka niż na zdjęciu, ale nie ma co ukrywać: jest czerwona. A różowy jest bardziej różowy. Kiedyś nauczę się robić zdjęcia tak, żeby kolory wyglądały tak jak wyglądają... (chociaż nikt nie wie naprawdę jak wyglądają. W ogóle tylko nam się wydaje, że widzimy to co widzimy, mózg nam dopowiada).
Wyjęłam tkaniny z koszyka, popatrzyłam, wygładziłam i pomyślałam: co, ma się zmarnować 12 bloków? Już raz tak reaktywowałam UFO, pod którym teraz leży mój chory Ukochaniec, wersja świąteczna. Jeśli to chorowanie przeżyją, to po praniu pokażę jak wygląda. Wtedy musiałam pruć, przeszywać, ale -  uratowałam i projekt został zakończony. Tym razem zmian musi być więcej. Nie chodzi o prucie, ale o raczej o to, że muszę zmienić koncepcję. Te bloki nie mogą być obok siebie tworząc wzór - to zapewne byłoby świetne, gdybym wybrała inne tkaniny, mniej  męczące oko. Jakoś trzeba to złagodzić. I tak, próbując tego i tamtego wyszło mi na to, że blok powinien wyglądać mniej więcej tak:
Nie każdy w zielonej ramce. Jest już różowa, żółta, czerwona, będą jeszcze inne - w końcu trochę kolorów do wyboru jest. Miałam nawet pomysł na różnorodne ramki  szerokie: ta jest biała, mogłaby być innego koloru, ale w zestawieniu z zielenią oczy zabolały mnie tak, że dałam sobie spokój. Pozostaje biel. Na razie blok ma jakieś 10", zrobić ich mogę raptem 12, więc to nie koniec pracy koncepcyjnej: coś jeszcze trzeba będzie wymyślić. Nie wiem co, ale praca koncepcyjna trwać będzie. Jak tylko Ukochaniec nie będzie potrzebował co chwila czegoś do picia/jedzenia/smarkania etc.
Wolno mi się wczoraj szyło, bez napinki, jakoś i bez pośpiechu... Może taki to projekt: powolne ufo? Sama jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie. I czy nie porzucę go znowu, rozczarowana efektem...

Christmas was here.. .

 I tak właśnie wyglądają woreczki, które uszyłam w gwiazdkowym prezencie dla mojej przyjaciółki. Ciekawa jestem czy będzie ich używać. Póki co - ja sama byłam z siebie całkiem zadowolona biorąc pod uwagę, że to był mój debiut woreczkowy, a same woreczki są dwustronne - w środku mają taką samą jasną tkaninę jak pasy na zewnątrz.
Posted by Picasa

Thursday, January 10, 2013

Nie znoszę lamówek!

Nie znoszę i już! Zapomniałam jak się to robi, własnej najlepszej metody znaleźć nie mogę. Ręcznie - oj fuj. Niby potrafię, ale nie wygląda to tak jakbym chciała. Maszynowo? Proszę bardzo, ale jak: na okrętkę dookoła Wojtek, czy każdy kolejny bok? A może tak jak dzisiaj: dwa boki dłuższe, a potem dwa krótsze? Nigdy nie jestem zadowolona. Nigdy.
Ale mogę powiedzieć, że dwie narzuty, czekające już dłuuugo na wykończenie, właśnie na pewno są skończone. Do ostatniej lamówki.
I mogę iść spać. Na jutro Kolejne wyzwania z mojego bezdatowego kalendarza.

Friday, January 4, 2013

Tracee’s Project: 36 Quilts in 12 Months

Tracee’s Project: 36 Quilts in 12 Months

Bardzo mi się podoba ten pomysł! I ciekawa jestem jakie metody wybierze Tracee, żeby zdążyć. Cóż, przy takim wsparciu da radę na pewno. Trzymam kciuki i czekam na rozwój wypadków.