Saturday, April 28, 2012

W blogowej sferze nie istnieję. Tak jakoś skonstatowałam tę smutną myśl kiedy do mnie dotarło, że jestem jedyną czytelniczką tego co wypocę raz na jakiś czas. Zdjęć dobrych robić nie umiem to nawet nie mam czym zachęcać.
Zalogowałam się na pinterest i... no właśnie. Jako że konto połączone jest raczej z fb, na którym moją pasją się w zasadzie nie chwalę to też nie ma o czym mówić, bo wszystko powinnam przerobić pod załataną, która łata i łata, ale jak to z łataniem - radości tu nie ma. Czyli coś muszę pozmieniać. Nazwę bloga? Kolory? Zdjęcia dodać, takie fajniejsze?
Czy po prostu robić dalej to co chciałam od początku - czyli kronikę moich poczynań patchworkowych? Tak to chyba zostanie, pod warunkiem, że nabiorę nawyku pisania codziennie i codziennie dokumentowania co takiego zrobiłam. Też po to, żeby mieć poczucie, że robię, a nie że udaję, że robię...

A żeby pinterestowo funkcjonować to w zasadzie nie powinno się wychodzić ze świata wirtualnego. Obawiam się, że to jednak nie dla mnie.

Tuesday, April 24, 2012

Już już wydawało mi się, że w piątkowy wieczór zakończyłam pracę nad nowym patchworkiem kiedy okazało się, że jest za krótki! Nie wiem jak ja to liczyłam, ale policzyłam nie tak jak trzeba, i dzisiaj dorabiałam kolejny rząd bloków. A że ambitnie do sprawy podeszłam i wcale nie chciałam, żeby bloki się za często powtarzały, to trochę czasu mi to zajęło. Nie mówiąc o tym, że w piątek najzwyczajniej w świecie musiałam pruć to co uszyłam wcześniej i co na mojej desce do prasowania leżało, bo koncepcja z kwadracikami kolorowymi wymusiła na mnie zmianę tego, co było zrobione - bo nie było to zrobione jak trzeba.
Kolorystycznie podoba mi się to bardzo.
Pomysłu na pikowanie - nie mam.
Zdjęcie będzie jak zrobię, a zrobię, jak będzie dobre światło.
I teraz powinnam... No właśnie, tak to z powinnościami jest. Nie wiem co powinnam "bardziej": przygotowywać się do zajęć w sobotę, czy zacząć wycinać kwadraty na kolejną narzutę. Hmmm.
Bo kolejnej kanapki nie robię.  Kanapki mają to do siebie, że zajmują dużo miejsca, a ja go aż tyle nie mam.

Patrząc na datę ostatniego wpisu znowu muszę zauważyć, że... ech, no znowu 2 tygodnie. Czy naprawdę nie mogę znaleźć innych rozwiązań, mniej czasochłonnych?

Wednesday, April 18, 2012

Bez przestoju

Tydzień przedświąteczny był pod hasłem przygotowań do ślubu koleżanki, która wpadła do Warszawy na tydzień, żeby kupić buty i bieliznę. Buty  kupiła żółte. Nie wiem co oznaczają żółte buty na ślubie, ale były tak piękne i wygodne, że wcale się nie dziwię, że się na nie zdecydowała. Ale też wtedy powstał pomysł nowej narzuty, i uszyłam wierzch poduszki, która na razie do niczego nie pasuje.
Czekam aż zniknie pisadło z małego patchworka skanapkowanego, i moja cierpliwość będzie chyba nagrodzona.
Nie wiem czy  kolory nie są zbyt żywe jak dla małego dziecka, ale skoro już uszyta to jest. Jakoś nie potrafię przejść na kolory pastelowe, delikatne. Bo przecież z tych tkanin jest przygotowana też kolejna kanapka:
Dużo czasu trwało poszukiwanie spodu dla szarej narzuty z różowymi gwiazdami. Ale udało mi się w końcu, a co najzabawniejsze - tkaninę widziałam już wiele razy, ale do głowy mi nie wpadło, że może pasować. Kupiłam ją nieśmiało, bez przekonania, ale z myślą, że jak nie teraz to może przyda się do czegoś innego. I wydaje mi się, że efekt nie będzie najgorszy, chociaż nie jestem pewna, czy spód widać. Na razie kanapka niczego sobie czeka na pikowanie. Mój eksperyment, bo wkład ma tylko 80 g, więc narzuta raczej z tych letnich, a co za tym idzie nie chcę jej też zbyt gęsto przepikować, żeby nie stała się sztywna. Zobaczymy jak mi to wyjdzie.

Na zdjęciu spodu dobrze nie widać, ale jest w cieniutkie bladoróżowe prążki.

A najnowszy wynalazek? Cóż, właśnie leży na desce do prasowania, ale wciąż w kawałkach. Ostatni blok właśnie wymyśliłam i teraz zastanawiam się co zrobić w połączeniach, bo już zostały zszyte. Zastanawiam się czy ich nie odpruć i nie zrobić jeszcze gwiazdek. No tak, bo tam też jest gwiazdkowo.
Kiedy patrzę na te kolory to myślę o lecie nad ciepłym morzem - czyli o tym co od jakiegoś czasu lubię najbardziej i co najlepiej mi się z wypoczynkiem kojarzy. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś chciałam jeździć tylko w góry.
Jutro pewnie nie dokończę, szczególnie jeśli urodziły mi się kolejne pomysły na wykończenie tej narzuty. W ogóle jestem do tyłu z wszelkimi planowanymi działaniami! Doba za krótka, ja nie tak szybka jak mi się wydawało, a do tego jeszcze jest tyle innych rzeczy, które mnie odciągają od szycia. Plus zarzuty, że zdradzam rodzinę z maszyną.
No tak, marzy mi się nowa. Zupełnie niepotrzebnie, bo oprócz czyszczenia bębenka i zniszczonego obcinaka do nitek to nie mam na co narzekać, ale tak mam, że czasem lubię nowe. I nie to, że oglądam się za czymś skromnym, o nie! Najchętniej Bernina, a skoro jest poza moim zasięgiem, to wyższa półka Janome, a co. W zasadzie to nawet chętnie maszyna półprzemysłowa, prawda? W końcu ostatnio biedna maszyna nie robi nic innego tylko pracuje.
A mata do cięcia niedługo zakończy swój żywot. Niestety, ona też nie odnawia się po wszystkim. Są takie cięcia, których nie może przeżyć.

Saturday, April 7, 2012

Stada jajek i ulubiony sernik. Na szczęście tylko tyle, ale aż tyle, bo wolałabym robić coś innego.
Postanowienie świąteczne: bez maszyny. Ale nic mnie nie powstrzyma przed szyciem ręcznym. I robieniem zdjęć...
To świętowanie rozpoczniemy.

Thursday, April 5, 2012

Zastój na blogu jakbym nic nie robiła, albo robiła co innego, a to niezupełnie tak.
Bo mam: prawie skończony dziecięcy patchwork dla Kasi, który szyłam całą noc przed wyjazdem, ale zabrakło mi godziny. Na początku ucieszyłam się nawet, że wykończę go lepiej, a teraz się wściekam, bo postanowiłam dodać "akcencik" do prostego pikowania, czyli niby listki niby kwiatki, które najpierw narysowałam znikającym flamastrem. Flamaster zawsze mi znikał, czasem nawet za szybko, nie miałam z nim żadnego problemu, a tu - niespodzianka. W niektórych miejscach poznikał, w innych nie chce! Nie wiem jak się tego pozbyć. Mam jeszcze do doszycia lamówkę, co chcę zrobić ręcznie. Dokładniej mówiąc: lamówka została przyszyta maszynowo, a wykończę od spodu ręcznie, o. Żeby nie było, że ja taka ręcznie szyjąca, w żadnym razie. Maszyna rządzi (i problemy z nią, bo jednak po różnych przejściach dają o sobie znać niedoskonałości. I jak już wyczyszczę bębenek to potem walczę z blaszką, żeby ją położyć równo... ). No i tak czekam już tydzień, żeby fiolet zniknął z jasnej tkaniny i nie wiem co zrobić, jeśli tak się nie stanie: aplikacja? Szkoda trochę pracy, materiałów, no i Kasia czeka na narzutę. No dobrze, nie Kasia, tylko jej mama. Znowu jak aplikacja na przepikowany patchwork? Tylko ręcznie i to chyba trzeba będzie zrobić... Dramat, bo o aplikacjach wiem tyle co nic.

Zrobiłam kanapkę z patchworka, który został zrobiony jeszcze w zimie, przede mną pikowanie. Proste powinno być, ale na razie je odkładam... nie bardzo wiem po co - chyba boję się zakończeń?
W ramach tych lęków i nadchodzących Świąt postanowiłam skończyć inną narzutę świąteczną, a w każdym razie z okazji Świąt szytej. Ale nie, nie, nie- nie chodzi o wiosenną poduszkę z poprzedniego wpisu, chodzi o narzutę, którą szyłam na Boże Narodzenie. A co! Pozostało tylko ręczne obszycie lamówką, co zrobię z przyjemnością przy telewizorze, jak tylko będzie cokolwiek co warto tam obejrzeć w towarzystwie rodziny. Jak nic, wygląda na to, że zostawiam sobie ręczne szycie na niedzielne popołudnie, albo na poniedziałek.
Moje zakupy z Amazona dotarły do mnie nareszcie, dzięki brytyjskiej emigrantce (z pięknym brylantem na palcu - pierścionek jest rewelacyjny, chociaż jak na tamte warunki bardzo tani). Obejrzałam dzisiaj wszystkie. Na razie nie jestem rozczarowana, chociaż pewnie spodziewałam się większych fajerwerków (to dlatego, że długo czekałam, jak nic!).

No i tak - chciałabym wszyć w patchwork metki z informacjami, ale... no tak. Nie wiem jak się po polsku nazywa ten papier, z którego wydruk można wprasować w tkaninę. Będę musiała znowu przeszukać cały internet, ale nie wiem czy na polskich blogach znajdę taką informację. Wydaje mi się, że gdzieś ją widziałam, ale od nadmiaru googlania wszystko mi się myli.

Good news: z różowości i czerwieni przerzuciłam się na zimne niebieskości, biel i zieleń. Ciekawe jak długo pociągnę.