Monday, January 19, 2015

Blue Monday

I was to study. I have 3 exams next weekend so it is necessary to focus on books and notes. But... You know. Grey sky, cold, winter outside (or maybe March; weather has changed). I watched few blogs. Beautiful blogs. With excellent, extraordinary works of talented women. 
It is a blue monday. I should sell my sewing machine and stop pretend I can do anything nice with it. 

Miałam się uczyć. W ten weekend mam 3 egzamin, więc nie mam wyjścia i muszę siedzieć w książkach i notatkach. Ale... Niebo szare, chłodno, za oknem znowu jakby zima po chwilowym marcu... Przejrzałam kilka blogów. Ot tak, dla przyjemności, inspiracji, obejrzenia czegoś fajnego. I tak się stało. Zobaczyłam cudowne blogi z pięknymi, wyjątkowymi pracami bardzo utalentowanych kobiet. I to jest depresyjny poniedziałek. Zamiast inspiracji mam przemyślenia na temat sprzedaży maszyny i zaprzestania żałosnych prób szycia czegoś co wydaje mi się fajne. Dzisiaj moje myślenie nie idzie w kierunku: jeszcze dużo pracy przede mną. Raczej: skoro do tej pory nic z tego nie wychodzi takiego, to może lepiej przestań się oszukiwać
Mam nadzieję, że we wtorek mi to minie. 

Wednesday, January 14, 2015

Just to let me know: first meeting in my new school will be in the beginning of February. I haven't made up my mind what I will hand sew but I am really close to decision of finishing my only epp diamont project. Of course, there will not be time for sewing however, 2 hours on bus is enough to develop this project. 

I am lucky (you know that if something is for you than heaven - stars - or whateveryoucallit - helps you to reach it?) because part of exams will be in January so I don't have problem with dates. I do not need to ask for special terms. And I do not need any replacement during my intership (my group is too big to combine it with another one) as I will be back in my town early afternoon on Friday. That's great news for me. 

Unfortunately, it means I have to learn so I do not have time for sewing. Fabric is waiting in my room downstair, another is coming from USA. My extra resolution for this year: no more new fabric in my stash (did I say something about reasonable resolution? Yes, I did. So, let's say: it is not a resolution, it is idea of resolution that I have to work on to make it more realistic). 

Dla mojej własnej wiadomości: pierwszy zjazd w nowej szkole będzie na początku lutego. Jeszcze nie wymyśliłam co będzie nowym projektem do szycia ręcznego, ale jestem coraz bliższa decyzji, że jednak dokończę to co zaczęłam dawno temu czyli mój projekt epp. Oczywiście, tam i tak nie będę miała czasu na szycie, ale wykorzystam moment gdy będę jechała autobusem - to 2 godziny w jedną stronę, a z tego co wiem, nikt z mojego miasta nie będzie tam jeździł, więc na towarzystwo nie mam co liczyć. Przynajmniej wykorzystam w ten sposób czas na ruszenie tego patchworku z kopyta. Swoją drogą, nawet jeszcze nie wiem czy to będzie patchwork, jak duży i czy aby na pewno taki jak sobie pokroiłam tkaniny (pomieszałam zimne z ciepłymi, a to mi nie najlepiej wróży). 
Jestem szczęściarą (bo tak to jest, jak coś ma być to wszystko wokół sprzyja - niebo,gwiazdy, wszechświat, czy jakkolwiek to nazwać), bo część egzaminów mogę zdawać już w styczniu, co oznacza, że nie będą się pokrywały z pierwszym zjazdem. Nie dosyć: wrócę do miast wczesnym popołudniem, więc nie muszę szukać zastępstwa na wieczór. 

Niestety, oznacza to też, że muszę się uczyć - tak było zaplanowane, ale liczyłam na to, że jednak w styczniu będzie mniejszy natłok - czyli w ogóle nie mam czasu na szycie. Tkaniny w pokoju na dole czekają, kolejne idą ze Stanów... Moje dodatkowe postanowienie noworoczne to nie kupować już żadnych nowych tkanin! (czy ja coś mówiłam wcześniej o rozsądnych postanowieniach? Tak, mówiłam. Więc może lepiej tak: to jeszcze nie postanowienie, ale pewna myśl mu przyświecająca, nad którą będę musiała popracować by uczynić bardziej realną i do zrealizowania... Może jakiś czas? Albo ilość uszytków?). 
Bo tak szczerze, to tkanin przybyło mi ostatnio zatrzęsienie, nie mam gdzie ich trzymać. Mam na nie pomysły, owszem, ale nie mam czasu na realizację. Na blogu jeszcze nie odnotowałam, ale w moim notesiku jest co najmniej 5 pomysłów na kolejne narzuty. 
I nie, nie jestem normalna. Siedząc na jednej z grup jako obserwator nie mogłam oderwać oczu od połączenia czarnego swetra z lazurową koszulką. Uwielbiam takie zestawienie kolorów, więc w moim notesie jest kolejny pomysł: kolorowe wiatraczki na czarnym tle. Wracam do nauki. 

Thursday, January 8, 2015

W przygotowaniu...

It hasn't become a plan yet and has already been realized. 
I moved to my sewing room almost 3 years ago. We made refreshment in our appartment before moving in and decided that all my staff would be storaged in the basement. Luckily, my room has a regular size window (what is not so obvious in basements here) and some kind of heating so I could work here in winter time. 
When I made plan for this room then, I wanted my desk (or table) to stay as close to the window as it is possible. Now I know it wasn't necessary because there are some plants outside this window so there wasnt't natural light but only cats visited our yard. I still had to switch my lamp on - it was too dark to sew without it. And, what was the most important, I sat in the place where was cold all the time. There is an old warming oven which works fine in the room, but not so fine to feel comfortable sitting few metres away. So I decided that I need a change. 
First makover was few months ago. I sat in the middle of the room, below ceiling lamps, at the table which was my cutting table before. This table can be regulated and be higher if I want to cut, and lower if I want to sit at. Unfortunately, it is not this "smart" kind of table, that you can change height with one finger. I need to choose: it can be cutting table or working table, not both at the same time. 
I had both: cutting and sewing space together and it didn't work for me. This table was too low for cutting, and when I add my extended table to my Janome there was even not enough space for everything. 
I hope it was the last refurnishment here this year. I feel pain in my back and I still need to find out what to do with all fabric I have. It is too much! (laugh). My cutting table is again my cutting table in the middle of the room. My sewing space is far from the window, but close to the heating. I would like to change my ironing board because now I iron on the another table, too low for that. 
I need to find place for threads, needles and finally,  for my designing wall. 
I am tired now. It is a middle of the night here and I should sleep, but I can't leave this room now. It hasn't been ready yet, but I can already live here!

Zanim dobrze zaplanowałam to już zrobiłam. 
Chodziło to za mną od Świąt - zmiany w moim pokoju szyciowym. Kiedy wprowadzaliśmy się do tego mieszkania, robiliśmy remont. Przy okazji podjęliśmy decyzję, że moim miejscem będzie pokój w piwnicy. Nie jest to typowa piwnica blokowa, ten jeden pokój musiał być od początku na coś przeznaczony, bo ma normalnej wielkości okno (no, prawie normalnej, bo przecież tylko kawałek ściany wystaje nad ziemią) i ogrzewanie. W pozostałych pomieszczeniach piwnicznych w domu są małe okienka i nie ma kawałka czegokolwiek co by grzało. 
Przy tym pierwszym remoncie rozplanowałam sobie cały pokój, dostosowałam do mojego pomysłu światło górne i kontakty na ścianach. Zdecydowałam, że stół z maszyną będzie stał przy samym oknie, żeby maksymalnie wykorzystywać dzienne światło, a też nie za blisko pieca, żebym się nie upiekła. Właścicielka twierdziła, że piec grzeje fantastycznie i kiedyś nim cały dom ogrzewano. Nie wiem, o którym "kiedyś" właścicielka mówiła, bo budynek jest przedwojenny, a piec kaflowy jest przerobiony i zamiast węgla w środku grzeją grzałki elektryczne. 
Siedząc przy stole mogłam oglądać buty przechodniów i wizytujące nasze podwórko koty sąsiadów. Co do dziennego światła to niewiele go widziałam, bo zaraz za oknem rosną bujne krzaczory - tuje - które ograniczają dopływ światła dziennego przez cały rok. Co ciekawe, kiedy zaczął się sezon grzewczy odkryłam, jak głupią decyzją było postawienie swojego stołu blisko drzwi wejściowych. Nie ma normalnego progu do tego pomieszczenia, za to drzwi mają na ten próg miejsce, więc całe zimno z klatki schodowej i piwnicy - która przecież nie jest ogrzewana, a za to ma pootwierane okienka antygrzybiczne - wpadało przez szparę do mojego pokoju. Jestem zmarźluchem, więc były takie momenty gdy miałam ochotę siedzieć przy maszynie w walonkach. nie mówiąc o rękawiczka bez palców, które stały się standardowym wyposażeniem, nie związanym z pikowaniem... Po kolejnym powrocie do domu, z nogami przemarzniętymi do majtek (spodnie, rajstopy, skarpety plus jakieś obuwie, w którym można czuć pedał maszyny) doszłam do wniosku, że to bez sensu. Trzeba coś zmienić. 
Zmieniłam w tym roku, jakoś na jesieni, kiedy moja nowa przyjaciółka powędrowała do naprawy. Stół, który do tej pory służył do krojenia tkanin stał się stołem roboczym i krojczym. Ma sporą powierzchnię, ale ja mam nową maszynę, która jest większa od poprzedniej, a do tego ma stolik przecież... Przy poprzednim ustawieniu stół do krojenia nie tylko dawał możliwość hulania z większymi tkaninami, to jeszcze miał ustawienie wysokości (dzięki Ikei) i nie musiałam się za bardzo pochylać. Ulga dla kręgosłupa. Straciłam ten komfort i po uszyciu kolejnego projektu, przy którym szarpałam się na przemian z maszyną i tkaninami na jednym stole, nie mogąc znaleźć a to noża, a to szpilek, a to bębenka, a to nici, znowu bębenka, nici, a potem rozpruwacza i znowu noża... Poddałam się. Małe rzeczy tak można szyć, ale jak przyszło do zmierzenia się z czymś większym i wykrojeniem z tkaniny czegokolwiek to już nie na moje nerwy. 
Poza tym wiadomo, że każda taka zmiana wymusza porządki. 
I teraz jest tak: stół z maszyną stoi jak najdalej od okna, za to w miarę blisko pieca. Przy pikowaniu pewnie się zagotuję, ale kiedy teraz siedzę tutaj to wcale nie czuję, że jest za ciepło. Ale na pewno cieplej niż przy samych drzwiach. Obok, prostopadle, stoi podniesiony stół, który znowu znajduje się na środku pokoju, ale nie w tym samym miejscu... Jest trochę przesunięty w stosunku do jednej lampy, ale ma dobre doświetlenie od drugiej. Miejsce do prasowania jest pod ścianą, równolegle do stołu z maszyną. I mam nawet fotel, na którym teraz siedzę, a który nie pasuje do całości... Ale co z tego, skoro można go postawić przy samym piecu, siedzieć, pić herbatę i pisać bloga... Komody znalazły się pod oknem. A w tej chwili zastanawiam się jak umieszczę jeszcze "designing wall", której wciąż nie mam w pełnym wymiarze. Może wtedy gdy kupię normalną deskę do prasowania, zamiast blatu, który pod wpływem temperatury pęka. 
Okazało się, że tkanin mam za dużo! (w tym momencie można się śmiać. Nawet bardzo głośno. Za dużo! Też powiedziałam!). Nie mieszczą się, a nie ma mowy o jakichkolwiek inwestycjach w kolejne meble. Wystarczy, że dobra deska do prasowania kosztuje dużo... Ale podjęłam decyzję, że jednak ona, a nie blat biurkowy, bo też da możliwość regulowania wysokości. I będzie na tyle lekka, że będę mogła ją przenieść na środek pokoju, tak żeby prasując cały wierzch patchworku nie wycierać nim jednocześnie podłogi. Łatwo się domyślić, że podłoga w piwnicy, nawet jeśli jest to drewnianopodobny panel, nie może być czysta. To znaczy, bywa, czasami, chwilę po sprzątaniu. Potem, zanim się obejrzę, znowu jest na niej kurz... 
Plusem nowego rozmieszczenia jest możliwość powieszenia na ścianie przy stole roboczym na przykład tablicy na nici... Albo mojej małej tablicy do projektowania, która jest zrobiona ze starego blejtramu. W tym celu muszę jednak najpierw opanować wiertarkę. 


Tuesday, January 6, 2015

Shoe bags/Woreczki na buty

These shoe bags were made for my BFF, who travels a lot and loves shoes. I sewed 2 sizes: one for small type of shoes like flat shoes or sandals. The other one is fine for high-heels. Both bags have some dividers inside to separete shoes from each other. The owner states it worked well. The only mistake was using fabric instead of ribbon for closing. This kind I chose is too stiff (??). 


To są moje pierwsze próby szycia woreczków na buty. Tkanina trafiła mi się idealna, a woreczki były uszyte dla wielbicielki butów, która często podróżuje. Woreczki uszyłam w dwóch rozmiarach: w mniejszym idealnie mieszczą się baleriny albo inne buty bez obcasa, np. sandały czy klapki. Drugi woreczek jest na buty na obcasie (a moja przyjaciółka w takich butach chadza często i chętnie). Oba woreczki mają w środku tkaninę dzielącą je na 2 części, tak, żeby buty nie musiały się o siebie ocierać w trakcie transportu. Myślę, że to ma znaczenie szczególnie w przypadku szpilek. Jedyny błąd to wybór zbyt sztywnego materiału na wiązanie - w tym wypadku lepsza byłaby wstążka, bo ta akurat bawełna miała zbyt gęsty splot. Zresztą, w ogóle była dziwna, bo przy niej poległam gdy próbowałam ją podwinąć przy pomocy stopki do podwijania... Nic mi z tego nie wychodziło. 
Właścicielka twierdzi, że jest zadowolona, a woreczki się sprawdzają i mam nadzieję, że to prawda, a nie uprzejmość ;). 

Sunday, January 4, 2015

Quilt Binder Set part 1 - Zestaw do lamówki podejście 1.

I told you that I had been good so Santa brought a foot for me. To be specific: it isn't just a foot, it is a binder set. I showed a movie few posts ago. 
Yesterday I decided to give it a try. My sampler quilt, that I started in the forest, was finished with hand quilting before Christmas. Yesterday I squared it up. I cut fabric for binding. I took all parts of the binder set out of the box and assembled to the machine. Assembling is easy, trust me: piece of cake for anyone. And that was the only easy part. For me, of course, because when I watch youtube movies about this set (not so many) or read reviews I can see that ladies around the world are much more tallented then I am and they work beautifully with this staff. 
But not me. 
Yesterday I almost cried. I was close to calling a dealer with complains about it. Luckily, it was Friday night so they wouldn't answer anyway. I watched movies again. No, I still didn't understand too much. I don't know why fabric doesn't cooperate with this binder. I have no idea what I do wrong. 
So I took some old BOM block which was quilted and decided to try again. Slowly. It went better, little bit, but better. Of course, corners are like hell to me, but I hope that some day I will bind all quilt with this set. And I hope it will take less than one hour (as I read in one review). For now I am angry with it. I will ripp off what I did yesterday and start from the beginning. It means: I start watching all those movies again to understand what I do wrong that fabric doesn't want to cooperate. Then I take some tissues and start sewing. Crying and sewing. Till I finish. 

Chwaliłam się już, że byłam grzeczna i dostałam pod choinkę stopkę. Dokładniej mówiąc, nie jest to stopka sama, ale cały kosmiczny zestaw do lamowania. Kilka postów temu umieściłam film pokazujący jak się to cudo montuje - takie obejście konieczności robienia zdjęcia... 
Wczoraj postanowiłam wreszcie spróbować. Sampler quilt, który zaczęłam szyć jeszcze w lesie -  i nie obyło się bez wpadek, które spowodowały, że będzie to domowy patchwork, ale też nauczyły mnie na co zwracać uwagę, został przepikowany ręcznie jeszcze przed Świętami. Wczoraj go przygotowałam do lamowania. Skroiłam lamówkę. Wyjęłam wszystkie części lamownika z opakowania (w zestawie jest blaszka mocowana do maszyny, a do tego sam lamownik mocowany do blaszki, 3 śrubki i stopka, która jest trochę inna w kształcie niż typowa stopka do ściegu prostego, bo jest krótsza, ale daje możliwość używania ściegów ozdobnych). Przytwierdziłam do maszyny. Wsunęłam lamówkę w otwory. Przesunęłam. Wyciągnęłam. I doszłam do wniosku, że NIC nie rozumiem. Obejrzałam film. Nadal niewiele rozumiałam, ale doszłam do wniosku, że może nie ma co rozumieć, trzeba zacząć to robić. 
To zaczęłam.
Nadal nic nie rozumiałam, i to mi nie służyło. Nie służyło to też mojej lamówce. 

Około 1 w nocy chciałam wyć, płakać i dzwonić do dealera Janome z awanturą, że naciągają ludzi na takie beznadziejne rzeczy, dają złudzenie, że można zrobić łatwiej i szybciej coś czego nie znoszą i co z tego wynika? Guzik. Z pętelką. 
Ja nie wiem jak to się dzieje, ale skoro kobiety na tych filmikach szyją (chociaż zbyt dużo tych filmików nie znalazłam, ale może nie szukałam jeszcze zbyt wnikliwie), to jest to możliwe. 
Wyjęłam jeden z bloków z niedokończonego BOM i postanowiłam spróbować raz jeszcze. Poszło trochę lepiej, chociaż nie doskonale. Nie wiem na czym to polega i jaki robię błąd, ale chociaż szew idzie prosto to tkanina nie układa się jak należy a tym samym lamówka nie jest przyszyta od spodu. Zdarza się też, że sama lamówka nie układa się jak należy i na wierzchu jest nie podwinięty fragment tkaniny. Ale nic to. Dzisiaj poukładałam w szafie, a jutro spróbuję jeszcze raz. Wypruję to co przyszyłam, skroję następną lamówkę i zawalczę. Tylko wezmę na dół chusteczki do nosa... 

Friday, January 2, 2015

Not so happy today/Nie taka szczęśliwa

Year has started with a not nice news. I'm not sure about effects of this information but I don't feel secure. I was thinking about job? Huh, my chances of getting some experience are now really poor. 
I'm not going to cry, I will do my best to lead evening group competently and to not show my dissapointment to the person who hasn't even informed me about her decisions. 
I am angry now and I need to steam this anger off. Some sewing should help. 

Rok zaczął się do nieprzyjemnych wiadomości. Nie jestem pewna jaki będzie miała ta sytuacja wpływ na moje sprawy, ale nie czuję się teraz bezpiecznie. Dopiero co wspominałam o znalezieniu nowej pracy? No to moje szanse na zdobycie doświadczenia są teraz nikłe. Nie będę płakać, zrobię co w mojej mocy, żeby dzisiejsze zajęcia zostały poprowadzone fachowo i żeby nie pokazać mojego rozczarowania osobiem która nawet nie raczyła mnie poinformować o swoich decyzjach, które jakoś na mnie wpływają. Bo mogą doprowadzić do rozwiązania grupy. A nawet jeśli nie doprowadzą do tego to jesteśmy zespołem, więc raczej powinnam wiedzieć o takiej decyzji podjętej. Trochę zła jestem i muszę tę złość spuścić gdzieś... Może pójdę coś uszyć?

How did you welcome New Year?
The party we attended was... Ok, maybe not the worst I've ever been but also not the best. So so. But it is not the most important what  the party was. As I noticed it doesn't matter if you dance or just sit with friends, or family or maybe alone. The point is a magic word: attitude. That matters: how do you welcome this New Year, what is in your heart and your mind.

I hope that every next day of this year will be better for you than the first one.
Mine was fine. Really. Pajamas, coach, tv, games and small talks. Nothing special, but I like those days when nothing happens. Unfortunately, I didn't sew because I wanted to stay at home, not to go to my sewing room which is located in basement, far away from my family. Instead I read my new books and I must say that only one is right for me.
I wish you all happy New Year, new hopes, new challenges, new dreams and plans. And  not too much new resolutions. Sometimes the old ones are the best.

Jak powitaliście Nowy Rok? Impreza, na której byliśmy... no cóż, nie była najsłabsza z tych, na których w życiu byłam, ale do najlepszych też nie należała. Problem nie z gospodarzami czy towarzystwem (chociaż wiadomo, że atrakcyjna kobieta w pojedynkę raczej nie jest mile widziana i nie ma zbyt wielu chętnych do zabawy), ale z tym, że Ukochaniec nie jest tańczący w ogóle i dość szybko chciał wychodzić. Ja akurat uwielbiam tańczyć, a że wychodzimy rzadko to byłam rozczarowana. Z drugiej jednak strony widziałam, że się męczy, bo ani z nikim się nie zintegrował, ani parkiet go nie ciągnął... A wyszliśmy zanim towarzystwo się zintegrowało na tyle, żebym mogła znaleźć sobie towarzystwo do zabawy. Nie mniej jednak nie to jest najważniejsze w witaniu nowego roku przecież, zresztą, jak zauważyłam nie ma znaczenia czy się tańczy, czy jest się z przyjaciółmi, rodziną, czy samemu. Najważniejsze jest nastawienie; z czym witamy Nowy Rok, co mamy w sercu i w głowie. A tam miałam całkiem nieźle, więc nowy rok nie powinien się na mnie obrażać. 

Mam nadzieję, że każdy następny dzień tego roku będzie lepszy od dzisiejszego. Mój noworoczny był miły. Naprawdę. Piżamy, kanapa, telewizja, gry (Wsiąść do pociągu - polecam!), pogaduchy. Nic specjalnego, ale lubię takie dni kiedy nic się nie dzieje i po prostu jesteśmy razem. Niestety, niczego nie szyłam, ale to dlatego, że chciałam być w domu z Ukochańcem, a nie w piwnicy gdzie jest moja maszynownia. Zamiast tego przejrzałam książki, które przyniosłam z TK Max i muszę powiedzieć, że tylko jedna naprawdę mi odpowiada. 

Życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku, nowych nadziei, nowych wyzwań (tych przy maszynie i tych osobistych), nowych marzeń i planów. I nie za dużo nowych postanowień. Czasem te stare są naprawdę najlepsze!