Saturday, May 9, 2015

Przy okazji picia kawy w centrum miasta weszliśmy do sklepu z dizajnerskimi ciuchami. Dizajn opiera się na folku, więc mogło być bardzo ciekawie, ale - dla mnie - nie było. Nawet nie chodzi o ceny, ale o tkaniny, wykończenie koronkami i inne tego typu rzeczy, które powodują u mnie gwałtowny odwrót ze sklepu. Zanim jednak wypadłam zobaczyłam szaliczek. Nic specjalnego, ot, takie sobie do zakręcenia na szyi. Cena dizajnerska, a co (nie czepiam się, bo chociaż to nie był handmade to naprawdę wolałabym, żeby to wszystko tyle kosztowało i żeby ludzie za to płacili, i za ciuchy, i za biżuterię i za patchworki), ale oko moje przyciągnęła na metce nie tyle informacja o tym ile trzeba w kasie zostawić, co o składzie materiału. Ano, skład był taki: 50% polyester 25% viscose. Tadam.
Ja się na materiałoznawstwie nie znam. Będę musiała się poznać jeśli zapragnę całym sercem ciuchy sobie szyć, bo do tej pory wystarczało mi tylko i wyłącznie oglądanie bawełny bez domieszek. Teraz te domieszki zaczynają mnie żywo interesować. Najbardziej mieszanka składająca się z 25% niczego.
Może powietrza.
A może weny twórcy. 
Nie wiem, czego jest 25% w tej tkaninie, ale bardzo chciałabym wiedzieć, jak się nazywa coś co jest utkane w 25% z niczego? 

3 comments: