Monday, February 10, 2014

W sobotę pojechaliśmy do miłego pana z wąsem, żeby maszynę oddać do naprawy.
"To bardzo dobra maszyna jest!" powiedział sztukmistrz i dodał, że pewnie w płytkę uderzyłam  i jakieś tam inne, i stąd te problemy. No nic, mam nadzieję, że faktycznie to żaden problem i wystarczy maszynę oczyścić, wyregulować i we wtorek będzie gotowa.
Bo tak powiedział pan: we wtorek do odbioru.
Czy muszę dodać, że po wielkiej radości z tym związanej zaraz emocje opadły i zapał do szycia też? Jakoś nie chce mi się teraz nic szyć na maszynie. Ale minie mi, minie. Jeszcze jeden egzamin i mi przejdzie.
Na razie przy każdej okazji szyję romby. Mam śliczne pudełko po zestawie z tuszem, które nie dosyć, że ozdobione przez buzię przepięknej kobiety, na którą lubię patrzeć to jeszcze ma foliowe okienko, przez które widać co w środku. Do torby nadaje się idealnie, a w środku mieści się nawet gruba szpulka nici, tkanina i wycięte romby.
Bo chociaż maszyna wraca, to ja nie zrezygnuję z szycia ręcznego. I tak ten projekt ma zająć 2 lata...
Póki co mam wyciętych 600 papierowych rombów, zdecydowanie mniej tych tkaninowych, a ja wczoraj w nocy zdecydowałam, że gwiazdy będą jednokolorowe (albo jednotkaninowe), a nie różnorodne, jak na początku wymyśliłam sobie.
Oczywiście, wszystko jeszcze zmienić się może. To jeden z uroków szycia patchworku - bycie elastycznym mimo pewnych twardych zasad, których przestrzeganie gwarantuje udany uszytek.
To jak z improwizacją - najlepsze są te dobrze przygotowane.

No comments:

Post a Comment