Thursday, January 8, 2015

It hasn't become a plan yet and has already been realized. 
I moved to my sewing room almost 3 years ago. We made refreshment in our appartment before moving in and decided that all my staff would be storaged in the basement. Luckily, my room has a regular size window (what is not so obvious in basements here) and some kind of heating so I could work here in winter time. 
When I made plan for this room then, I wanted my desk (or table) to stay as close to the window as it is possible. Now I know it wasn't necessary because there are some plants outside this window so there wasnt't natural light but only cats visited our yard. I still had to switch my lamp on - it was too dark to sew without it. And, what was the most important, I sat in the place where was cold all the time. There is an old warming oven which works fine in the room, but not so fine to feel comfortable sitting few metres away. So I decided that I need a change. 
First makover was few months ago. I sat in the middle of the room, below ceiling lamps, at the table which was my cutting table before. This table can be regulated and be higher if I want to cut, and lower if I want to sit at. Unfortunately, it is not this "smart" kind of table, that you can change height with one finger. I need to choose: it can be cutting table or working table, not both at the same time. 
I had both: cutting and sewing space together and it didn't work for me. This table was too low for cutting, and when I add my extended table to my Janome there was even not enough space for everything. 
I hope it was the last refurnishment here this year. I feel pain in my back and I still need to find out what to do with all fabric I have. It is too much! (laugh). My cutting table is again my cutting table in the middle of the room. My sewing space is far from the window, but close to the heating. I would like to change my ironing board because now I iron on the another table, too low for that. 
I need to find place for threads, needles and finally,  for my designing wall. 
I am tired now. It is a middle of the night here and I should sleep, but I can't leave this room now. It hasn't been ready yet, but I can already live here!

Zanim dobrze zaplanowałam to już zrobiłam. 
Chodziło to za mną od Świąt - zmiany w moim pokoju szyciowym. Kiedy wprowadzaliśmy się do tego mieszkania, robiliśmy remont. Przy okazji podjęliśmy decyzję, że moim miejscem będzie pokój w piwnicy. Nie jest to typowa piwnica blokowa, ten jeden pokój musiał być od początku na coś przeznaczony, bo ma normalnej wielkości okno (no, prawie normalnej, bo przecież tylko kawałek ściany wystaje nad ziemią) i ogrzewanie. W pozostałych pomieszczeniach piwnicznych w domu są małe okienka i nie ma kawałka czegokolwiek co by grzało. 
Przy tym pierwszym remoncie rozplanowałam sobie cały pokój, dostosowałam do mojego pomysłu światło górne i kontakty na ścianach. Zdecydowałam, że stół z maszyną będzie stał przy samym oknie, żeby maksymalnie wykorzystywać dzienne światło, a też nie za blisko pieca, żebym się nie upiekła. Właścicielka twierdziła, że piec grzeje fantastycznie i kiedyś nim cały dom ogrzewano. Nie wiem, o którym "kiedyś" właścicielka mówiła, bo budynek jest przedwojenny, a piec kaflowy jest przerobiony i zamiast węgla w środku grzeją grzałki elektryczne. 
Siedząc przy stole mogłam oglądać buty przechodniów i wizytujące nasze podwórko koty sąsiadów. Co do dziennego światła to niewiele go widziałam, bo zaraz za oknem rosną bujne krzaczory - tuje - które ograniczają dopływ światła dziennego przez cały rok. Co ciekawe, kiedy zaczął się sezon grzewczy odkryłam, jak głupią decyzją było postawienie swojego stołu blisko drzwi wejściowych. Nie ma normalnego progu do tego pomieszczenia, za to drzwi mają na ten próg miejsce, więc całe zimno z klatki schodowej i piwnicy - która przecież nie jest ogrzewana, a za to ma pootwierane okienka antygrzybiczne - wpadało przez szparę do mojego pokoju. Jestem zmarźluchem, więc były takie momenty gdy miałam ochotę siedzieć przy maszynie w walonkach. nie mówiąc o rękawiczka bez palców, które stały się standardowym wyposażeniem, nie związanym z pikowaniem... Po kolejnym powrocie do domu, z nogami przemarzniętymi do majtek (spodnie, rajstopy, skarpety plus jakieś obuwie, w którym można czuć pedał maszyny) doszłam do wniosku, że to bez sensu. Trzeba coś zmienić. 
Zmieniłam w tym roku, jakoś na jesieni, kiedy moja nowa przyjaciółka powędrowała do naprawy. Stół, który do tej pory służył do krojenia tkanin stał się stołem roboczym i krojczym. Ma sporą powierzchnię, ale ja mam nową maszynę, która jest większa od poprzedniej, a do tego ma stolik przecież... Przy poprzednim ustawieniu stół do krojenia nie tylko dawał możliwość hulania z większymi tkaninami, to jeszcze miał ustawienie wysokości (dzięki Ikei) i nie musiałam się za bardzo pochylać. Ulga dla kręgosłupa. Straciłam ten komfort i po uszyciu kolejnego projektu, przy którym szarpałam się na przemian z maszyną i tkaninami na jednym stole, nie mogąc znaleźć a to noża, a to szpilek, a to bębenka, a to nici, znowu bębenka, nici, a potem rozpruwacza i znowu noża... Poddałam się. Małe rzeczy tak można szyć, ale jak przyszło do zmierzenia się z czymś większym i wykrojeniem z tkaniny czegokolwiek to już nie na moje nerwy. 
Poza tym wiadomo, że każda taka zmiana wymusza porządki. 
I teraz jest tak: stół z maszyną stoi jak najdalej od okna, za to w miarę blisko pieca. Przy pikowaniu pewnie się zagotuję, ale kiedy teraz siedzę tutaj to wcale nie czuję, że jest za ciepło. Ale na pewno cieplej niż przy samych drzwiach. Obok, prostopadle, stoi podniesiony stół, który znowu znajduje się na środku pokoju, ale nie w tym samym miejscu... Jest trochę przesunięty w stosunku do jednej lampy, ale ma dobre doświetlenie od drugiej. Miejsce do prasowania jest pod ścianą, równolegle do stołu z maszyną. I mam nawet fotel, na którym teraz siedzę, a który nie pasuje do całości... Ale co z tego, skoro można go postawić przy samym piecu, siedzieć, pić herbatę i pisać bloga... Komody znalazły się pod oknem. A w tej chwili zastanawiam się jak umieszczę jeszcze "designing wall", której wciąż nie mam w pełnym wymiarze. Może wtedy gdy kupię normalną deskę do prasowania, zamiast blatu, który pod wpływem temperatury pęka. 
Okazało się, że tkanin mam za dużo! (w tym momencie można się śmiać. Nawet bardzo głośno. Za dużo! Też powiedziałam!). Nie mieszczą się, a nie ma mowy o jakichkolwiek inwestycjach w kolejne meble. Wystarczy, że dobra deska do prasowania kosztuje dużo... Ale podjęłam decyzję, że jednak ona, a nie blat biurkowy, bo też da możliwość regulowania wysokości. I będzie na tyle lekka, że będę mogła ją przenieść na środek pokoju, tak żeby prasując cały wierzch patchworku nie wycierać nim jednocześnie podłogi. Łatwo się domyślić, że podłoga w piwnicy, nawet jeśli jest to drewnianopodobny panel, nie może być czysta. To znaczy, bywa, czasami, chwilę po sprzątaniu. Potem, zanim się obejrzę, znowu jest na niej kurz... 
Plusem nowego rozmieszczenia jest możliwość powieszenia na ścianie przy stole roboczym na przykład tablicy na nici... Albo mojej małej tablicy do projektowania, która jest zrobiona ze starego blejtramu. W tym celu muszę jednak najpierw opanować wiertarkę. 


No comments:

Post a Comment