Friday, December 21, 2012

Nie chcę wiązać mojego bloga z google. Najchętniej zakopałabym go głęboko, co widać po ilości wpisów. 
Pisanie osobistego pamiętniczka przychodzi mi bez trudu; piszę sobie po prostu, ktoś to czyta, czasem nawet skomentuje, chociaż nic pasjonującego nie mam do opowiedzenia. Ale jakoś łatwiej o tym moim nieskomplikowanym życiu, niż o szyciu. A to mi się zrymowało; szkoda, że bez rytmu. 
Nie zaliczyłam specjalnych dokonań w tym roku. Nie zrealizowałam mojego planu, który wydawał się mało ambitny, a okazał się poprzeczką nie do przeskoczenia. Człowiek nie zna swoich możliwości, albo po prostu nie zna się na tym o czym sobie marzy - i wtedy taki klops. Zawsze muszę być super mega przygotowana, żeby mi się marzenia i plany nie rozjeżdżały. 
Ale trochę się zmieniło. Nie szyję już w lesie, ale w piwnicy. Piwnica ma na szczęście okno i ogrzewanie, ale okno małe i niewiele daje światła, a ogrzewanie w zimie chociaż działa to nie zapewnia takiego komfortu jakiego moje zmarznięte stopy potrzebują. Szyję, a owszem, tak, chociaż nie wiem co i po co. Jak przerwałam przed przeprowadzką z lasu do miasta, tak teraz niby rozruch jest, ale jednocześnie najgorzej mi idzie kończenie tego co zaczęłam. Mam wierzch, to się okazuje, że nie mam materiału na spód. W ten sposób kilka narzut czeka na lepsze czasy. Ja też czekam na te lepsze, bo pieniądze się kończą, a ja odkrywam kolejne "niedoskonałości" moich projektów. Na przykład rozmiar. Wydaje mi się, że te narzuty takie do wszystkiego, a jakby się nad tym dobrze zastanowić to... do niczego. Nie wiem co to za rozmiar. Myślenie w calach wcale nie przychodzi łatwo kiedy dookoła system metryczny. Tak źle, i tak niedobrze. 
Już siebie przycisnęłam, że to co rozpoczęte należy skończyć i... No i właśnie. I nic. Święta mnie zaskoczyły, za chwilę kolejna sesja, już nie powinnam nic szyć. Ale odwrotnie; muszę się przestawić i ustalić sobie, że nawet w okresie sesyjnym godzinę spędzę przy maszynie. Moim słabym wciąż punktem jest pikowanie i nad tym powinnam się mocno skupić. Nad tym, a nie nad marzeniami o nowej maszynie do szycia. I niekoniecznie nad kolejnymi zakupami w sklepach za oceanem... Tylko co ja poradzę, że właśnie teraz, w grudniu, są takie piękne przeceny i tak piękne materiały na tych przecenach? I niech mi ktoś powie, że w styczniu ich nie będzie... Też będą, oczywiście. Szaleję przed monitorem kiedy widzę te wszystkie piękne tkaniny, a potem okazuje się, że wcale nie wiem jak je połączyć i co z nich zrobić. Tak, najlepiej by było kupować je kolekcjami, ale to wydaje mi się takie nudne i zachowawcze. To mam: zamiast koncepcji kolejnych narzut kilka szuflad tkanin, których nie potrafię wykorzystać. 
Nie ma takiego momentu, żebym była z siebie zadowolona. I nie mam zdjęcia, które mogłabym wrzucić na blog na wieczną pamiątkę tego co to teraz zrobiłam. 
Muszę się jeszcze tak dużo nauczyć, a mam tak mało czasu. 

No comments:

Post a Comment