Saturday, April 13, 2013

 Czas pędzi nieubłaganie. Miałam tyyyyle planów i co? I nic! Plany się nie zmieniły, tylko timing troszkę. No nie troszkę, bardzo. Przedłużająca się zima trochę mnie zmyliła; co rano gdy wysiadałam z pociągu byłam przekonana, że to dopiero początek roku. Najbardziej rozczarowałam samą siebie gdy wysiadłam z pociągu w poświąteczny wtorek, szlam do szpitala przez zasypane śniegiem chodniki, wciągałam naprawdę chłodne i czystsze niż w mieście powietrze, i zastanawiałam się dlaczego nigdzie nie poszliśmy na Sylwestra. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to 2 kwietnia jest, i ta pogoda to nie sen.
Droga do szpitala, bo od lutego jestem na stażu. Myślałam, że uda się pogodzić poranne wstawanie, staż, naukę i kilka innych rzeczy, ale pokonały mnie dwie sprawy: zima, która odebrała resztki energii (naprawdę, o 18.00 ziewałam masakrycznie, nie miałam siły, żeby zrobić cokolwiek w domu), oraz wczesnoporanne wstawanie, które nigdy nie było moją mocną stroną. Od dwóch miesięcy dzielnie stawiam czoła porannemu budzikowi, a potem półtoragodzinnej podróży, ale efekt jest taki, że ta poranna walka odbija się czkawką po południu, gdy wracam do domu.
Nie, nie wykonuję żadnej fizycznej pracy. Mam nadzieję, że z przyjściem wiosny nabiorę wiatru w żagle. Akurat żeby zdać egzaminy, które w tym semestrze tylko 2, ale za to bardzo trudne. Natomiast to co dzieje się w szpitalu przez pierwszy miesiąc zajmowało mnie całą, calutką. Każdą komórką mojego ciała czułam co się tam dzieje. Może to kwestia wieku, że trudniej wchodzi się w nowe sytuacje. Dla mnie stresujące podwójnie, bo z jednej strony pacjenci, a z drugiej terapeuci: obie grupy kompletnie mi obce, nieznane. I bardzo chciałam się sprawdzić, żeby wstydu nie przynieść przyjacielowi, który bardzo mi pomógł staż załatawiając. No, może nie cały staż, ale na pewno pomagając mi w spotkaniu ze swoim przełożonym, który mnie zaakceptował, Po 2 miesiącach potwierdził, że mój plan ma sens i nadaję się do tego co chcę robić zawodowo, a nawet stwierdził, że jakby szukał kogoś do pracy to chętnie mnie. Tadam. Sukces. Tylko, że połowiczny, delikatnie mówiąc, bo jeszcze muszę skończyć studia i kilka szkoleń, zdobyć certyfikaty, żeby w ogóle być brana pod uwagę.
Na razie cieszę się tym co jest, korzystam do końca maja.
Zdjęć nie będzie, bo nic nie uszyłam. Bardzo mi tego brakuje, bardzo, więc mam nadzieję, że teraz wezmę się w garść i chociaż ciut ciut coś uszyję. Szczególnie, że myślimy o wyjeździe na długi weekend majowy. A co najlepiej robić w podróży, gdy godzin wiele, a kierowca nie dopuszcza za kierownicę? Najlepiej szyć hexagony!
Chociaż, słowo, wolałabym realizować inny projekt  w tym czasie.
Udanej wiosny życzę wszystkim i mam nadzieję, że będzie trwała tyle ile trzeba! A potem niech przyjdzie prawdziwe lato (na które też mam już plany - głównie edukacyjne, ale jak myślę o mojej to do liście to... Cóż, wyrzuty sumienia zostawię na kiedy indziej).

No comments:

Post a Comment