Monday, March 31, 2014

Podzielę się tylko myślą, że bardzo bardzo bardzo chcę coś uszyć.
Przymus kończenia tylko i wyłącznie tego co czeka na dole to jakaś katorga. A teraz nawet do tego dostać się nie mogę, bo drzwi do maszynowni zastawione są biurowymi meblami. Zmieni się to jutro, ale i tak tam nie zajrzę, bo... (moja pierwsza myśl jest taka, że mi nie wolno, a druga - bo jak zacznę to nie zrobię nic innego).
Ale tak się nie da. Energia poświęcana na to, żeby nie iść szyć mogłaby być poświęcona i na szycie, i na inne zajęcia. Tyle, że tych "innych" jest tyle... Nie wiem jak to zorganizować, nie wiem...

Na razie: biuro znalezione, jutro podpisanie umowy i przeprowadzka. To jest o jedną rzecz mniej.
Wiem już do którego klubu AA iść, żeby polować na ofiary. 60 ofiar.
Jest szansa, cień szansy, że znajdzie się ktoś kto da się zdiagnozować. Brakuje mi tylko 1 osoby do diagnozy, którą mam przeprowadzić na zaliczenie. Anybody? Obiecuję, że to nie boli.
Ale pierwszy rozdział pracy mgr leży i kwiczy. Kwiczy. Kwiczy. A ja jęczę.

A Sunnyside wzywa, wzywa i wzywa...

Thursday, March 20, 2014

Przed chwilą skończyłam

pikowanie. Jeszcze nie przeprowadziłam ostatecznej kontroli jakości, więc być może uda mi się jeszcze jutro coś spruć. Ale jeśli do prucia nic nie będzie to już tylko lamówka została... Ukochańcowi bardzo się podoba. Ja mogę tylko żałować, że nie mam odpowiedniego aparatu, żeby oddać w pełni kolory.

A poza tym mamy firmowy kryzys Ukochańca w domu i na tym głównie powinnam się skupiać. Na zjeździe na uczelni zarzucono mnie taką ilością prac do napisania, że nie bardzo wiem jak sobie z tym poradzę. Prace i diagnozy, do których muszę znaleźć chętnych. Jeśli do tego wszystkiego dołożą się szczęśliwe, ale jednak uwagochłonne praktyki, to chyba będę musiała się sklonować.
Więc jednak nie przesadziłam uważając, że szycie w tym roku będzie znowu bardzo okrojone. Cieszyć się będę z wykańczanych UFO. A nowe pomysły będę notować, może nie uciekną.

Saturday, March 15, 2014

Powolutku, powolutku...

Do końca... W tej chwili pikuję już półkola na obrzeżach. Musiałam opracować jak to robić na tamborku, na którym naciągnięta jest całość ale przyczepione tylko dwie dolne warstwy, bo jak mocowałam też górną warstwę to nie mogłam przepikować wszystkiego - napięcie było za duże, żeby przeciągnąć igłę, a już niemożliwe było przecież szycie po samym tamborku. Jakoś jednak to opanowałam i zbliżam się do końca. Na razie zdjęcie z wcześniejszej fazy pikowania...

Z wizytą




Odwiedziłam wczoraj moją Mamę, u której miałam nadzieję zrobić zdjęcie patchworku w jego warunkach naturalnych. Ku mojemu zaskoczeniu na kanapie leżał stary patchwork, a ten dostany na Święta leży schowany na chwile "od święta". Co prawda przypomniałam, że przecież patchwork można prać, ale też rozumiem: Mama pali, a pokój połączony jest z kuchnią, więc wszelkie tekstylia są narażone. Ale udało mi się, mimo wszystko, zobaczyć jak narzuta może wyglądać na kanapie. Muszę przyznać, że kolory są dobrane dobrze, wkomponowały się idealnie.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    Teraz tylko pozostaje zaprojektować poduszki. Niestety, nie mogłam sfotografować narzuty tak jak ją Mama rozkłada. W zasadzie w ogóle ten patchwork nie miał być narzutą, miał być raczej "kocykiem drzemkowym" albo do oglądania telewizji. Na zdjęciach narożnik jest rozłożony i narzuta jest trochę na siłę ułożona.
Jako że Mama ma urodziny w kwietniu, okrągłe, to zastanawiam się nad czymś większym, ale nie wiem czy ma to sens i jak wielka musiałaby być narzuta zasłaniająca cały narożnik rozłożony.                                                                                                                                                              

Friday, March 7, 2014

They've arrived! Przyszły!

Tego właśnie miałam nie kupować, jak deklarowałam w tym poście, ale nie opanowałam się i mam: 4 rodzaje charm packów po 2 sztuki każdego rodzaju, a do tego wydrukowany wzór, jak zrobić quilt. Jak już sprawę przemyślałam, po zakupach, to wyszło mi, że jednak narzuta w tej wersji będzie za mała, więc muszę przemyśleć sprawę nie tylko tyłu, ale też powiększenia wierzchu o jakąś ramę. Na razie przymierzam się do szycia z Sunnyside połączonego z szarością Bella solids, i wydaje mi się, że tutaj łatwo powinnam znaleźć tkaniny dodatkowe, ale może nie oceniam sytuacji słusznie.

Gdyby ktosia chciała razem ze mną szyć, do czego zabiorę się pewnie (mimo deklaracji, że nic nowego w tym roku nie szyję - ale nie dajmy się oszukać, to jest niemożliwe!) za jakiś czas, to dajcie znać. Wzór na ten patchwork jest dość prosty, opiera się na kwadratach, które w charm pack mają po 5", ale myślę, że swobodnie w tym przypadku można wykorzystać jakiekolwiek kwadraty około 10 - 12 cm, byle wszystkie były w tym samym rozmiarze... Pół na pół tło i tkaniny wzorzyste.
Instrukcja, jak zrobić quilt w wersji do druku znajduje się tutaj, a na youtube można znaleźć film z dokładną instrukcją. Fakt, że po angielsku, ale w razie czego ze wszystkim sobie poradzimy.
Quilt ma mieć - według wzoru - 52,5"x 54,5" co już jest zacnym rozmiarem, natomiast nie będzie to narzuta do przykrycia łóżka, bo będzie za krótka - stąd moje poszukiwanie pomysłu na wydłużenie jej.

A gdyby ktosia chciała sobie teraz maszynę do szycia kupować to jutro, z okazji dnia kobiet, w Strimie poznańskiej jest dzień bez vat. Niestety, ja się na niego nie załapię, bo mojej maszyny nie ma na stanie magazynowym, ale poważnie rozważam zakup krzesła, bo na moim fotelu siedzi się przy maszynie bardzo niewygodnie. Natomiast zakup tańszy o ponad 20% w przypadku maszyny to naprawdę spora oszczędność, warta rozważenia. Tylko jutro i tylko to co na stanie magazynowym jest.

PS. Does anyone need English version of my posts?

Wednesday, March 5, 2014

Lamówka by SilesiaQuilt



Lamówka to jeden z moich problemów - już o tym na blogu wspominałam. Nie wiem jak to się stało, że w mojej pierwszej w życiu robionej narzucie nie sprawiła mi żadnego kłopotu, a teraz nigdy nie jestem z niej zadowolona. Myślę, że po tym tutku wiem już gdzie popełniam błąd.
Szczególnie  moją uwagę tutaj zwrócił sposób zakończenia lamówki. Normalnie zostawia się te kawałki i łączy potem zszywając je i modląc, żeby nie zszyć za blisko czy za daleko - tak jest w moim przypadku. A sposób z tego tutoriala jest prosty, nie wymaga gimnastyki żadnej ani kombinowania, która strona tkaniny powinna przylegać do której, co staje się nie lada wyzwaniem w przypadku materiałów gładkich.
Przypięty, oznaczony, zapamiętany - wyciągnę go niedługo i mam nadzieję, że kolejną lamówka moja będzie prosta, gładka i przyszyta na maszynie, a nie ręcznie...

Tuesday, March 4, 2014

Test krwawienia krzepnięcia zaliczony kilkukrotnie w ciągu ostatnich dni, przy czym odradzam używanie do niego igły o rozmiarze 24. Kciuk nie może dojść do siebie od przedwczoraj, mam problemy z pisaniem. W ogóle miałam dzisiaj problem z używaniem kilku palców, za to ramiona mnie już nie bolą - więc jest postęp. Z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów nie jestem w stanie wykonywać dokładnie takich ruchów jak są zalecane, nie umiem manewrować igłą przy pomocy jednego palca. Może wciąż mam źle naciągnięty materiał; jak jest za mocno to niedobrze, ale jak za słabo to nie da się działać tak jak na filmikach z youtube. Nic, to dopiero pierwsza pikowana praca. Na razie jestem zadowolona z postępów, bo mój ścieg zmienia się z dnia na dzień. Mam wrażenie, że jest płynniejszy, już nie tak drobny jaka na początku (dobrze rozumiesz, Czytaczu mój, że kilka kółek znowu będę musiała wypruć).
Pojęłam z całą rozciągłością, dlaczego amerykańskie quilterki specjalizujące się w pracy ręcznej, zawieszają sobie na szyi coś co przypomina skaner ręczny, a jest po prostu lampą. Wygląda to komicznie (albo kosmicznie, jak kto woli), ale po bataliach z moją marną w końcu lampką i cieniami rzucanymi a to przez moją rękę, a to przez przełażącego kota zrozumiałam, że lampa na szyi to najlepsze rozwiązanie. Ewentualnie taka na głowie, jak u górnika na przodku (no dobra, to nie jest aż TAK ciężka praca). Nie, nie zrobię sobie tego, bo szycie samo w sobie nie należy do najbardziej seksownych zajęć, więc jeśli dołożę do tego jeszcze dziwaczne sprzęty pozawieszane na mnie tu i ówdzie to Ukochaniec straci resztki zainteresowania moją osobą. A przecież szycie ręczne ma wpłynąć na większą częstotliwość naszych kontaktów (co bym nie siedziała w piwnicy kiedy on z pracy wraca). 
To, że najlepszym miejscem do siedzenia jest patchwork w trakcie szycia to wszyscy wiedzą, prawda? Stefan zasiadł na gwiazdkach, które chwilowo w zawieszeniu, bo przecież pikowanie rządzi. Wygląda na to, że uszyłam 1/30 pierwszej fazy. O ile nie zmienię zdania co do rozmiaru, a że jestem chaotyczna i spontaniczna, to wszystko jest możliwe... 

Saturday, March 1, 2014

Nie wiem czy pikowanie ręczne wejdzie mi w krew, ale na razie jestem zadowolona. Nie tyle z efektów, co z samego wykonywania tej czynności. Co prawda jeden z naparstków ledwo zipie - skórzany i milutki - bo odpadła mu metalowa część, a kilka razy udało mi się go przyszyć do spodu, ale daję radę. Po jednym dniu przerwy palce wróciły do normy i w zasadzie mogłabym działać dalej. 
Ale nie działam, bo mi się oczy zamykają po wczorajszych nocnych wygłupach. Okazało się zresztą, że spanie gdy ktoś jest na kanapie w pokoju obok wcale nie idzie mi tak gładko, więc spałam raptem kilka godzin, bo odsypiać się nie dało, a na baczność postawił mnie nadmiar Jim Beam'a z colą. Tak to jest jak człowiek przestaje praktykować. Nie wiem co zalecać bardziej: całkowitą wstrzemięźliwość, czy intensywną praktykę (dobra, wiem, co jest lepsze, w tym się chcę szkolić, więc to tylko podpucha jest). 

Zanim jednak ten Jim Beam i wieczór upojny, rozłożyłam na podłodze patchwork i się zasępiłam. Wcale nie nad ściegiem ręcznym; nie jest idealny, wręcz daleko mu do ideału, chodziło o kolory nici. Dorzuciłam ciepły jasny niebieski, ale nie pastelowy, i różowy wściekły. Oba kolory bardzo pasują, w zasadzie idealnie zostały dobrane, tyle, że też za bardzo zaczęły dominować. Moje szczęście, że obejrzałam to przy 3 kółkach, a nie 33, bo mogłam je wczoraj wieczorem z marszu wypruć, decydując, że tylko i wyłącznie pastele. Najpierw pomyślałam, że zostanę przy białym, żółtym i cieniowanym kordonku różowym jasnym, ale po przeanalizowaniu doszłam do wniosku, że błękitny i jasny zielony, które są na tkaninach, nie powinny niczemu zaszkodzić, a za to spód będzie się prezentował ciekawiej. I dzisiaj, przed wykładem (dziękuję układającym plan za przełożenie ćwiczeń na za 2 tygodnie) zdążyłam jeszcze do pasmanterii, w której kupiłam mulinę, bo w wymarzonych kolorach kordonka to ja raczej nie znajdę. Nie ma zresztą takiej potrzeby, bo to właśnie mulina urzeka mnie bardziej niż jakikolwiek kordonek. Co oznacza, że za 3 dni znowu będę wypruwać, żeby pikować od początku, tym razem właściwą nitką. A może nie.