Thursday, March 22, 2012

Piątek był...


A potem tyle się działo, że zrobiłam niewiele. No, zrobiłam zamówienia do moich kolejnych projektów, oraz takie, żeby po prostu były. Dekatyzuję od dwóch dni kolorowe bawełny z polskiego sklepu i tracę cierpliwość. Co prawda w 30 stopniach to nic się im nie stanie, ale nie chcę powtórki z rozrywki jak przy poprzedniej narzucie. 
Do prasowania zestaw tkanin, które już zdekatyzowane.
Suszą się kolejne po dekatyzowaniu. Dom jest pełen tkanin. Ale jest też po zmianach: kontener przed domem czeka na wywiezienie, dziecko zmieniło miejsce spania, a ja mam krótkie włosy. 

Oklapł mi zapał, ale zaraz go przywrócę. Nie wiem jak, ale zawalczę. 

Thursday, March 15, 2012

Trochę niezadowolenia z siebie zaliczyłam. Wymyśliłam poduszkę, uszyłam, ba - nawet wyszły mi trójkąciki wokół jako wykończenie, chociaż kilkakrotnie musiałam pruć, bo uciekały. Wszywanie suwaka zajęło mi pół dnia - najwidoczniej jest to wyższa szkoła jazdy. Prucia było, a prucia, ale w końcu załapałam, że musi być tak a nie inaczej. "Inaczej wymyślę następnym razem. Tak czy siak, szyłam, prułam, szyłam, prułam (i dzięki spryciarzowi, który wymyślił to sprytne urządzenie - w tej chwili mam 3 sztuki, z czego dwa leżą w pokoju z telewizorem, bo prucie jest świetnym zajęciem w czasie oglądania) a kiedy zakończyłam byłam tak niezadowolona, że zapytałam T. czy mam to wyrzucić, czy dać komuś za karę i kazać się zachwycać? Nie był chętny, żeby wyrzucać, ale koncepcja z karą bardzo mu pasowała. A ja tak się przyzwyczaiłam do koncepcji, tak się do niej przywiązałam, że rozprułam wszystko, ale się nie poddałam. Zmieniłam tło. Teraz zastanawiam się nad następnym. I może nie będę pytać więcej o opinię? Nie no, będę. Nie byłabym sobą.
I tak, teraz na tapecie mam (nie, nie, poprzedni pomysł nie został ukończony; nadal nie mam serca, a nie wymyśliłam jeszcze jak go odróżowić):
Tutaj powinno być więcej zieleni i docelowo tak będzie. I tak jest blado, ale pomyślałam o granatowym ric-rac dookoła.

A przy tym kolorowym zastanawiałam się dzisiaj czy tło białe, czy może jednak beżowe. I jakie tkaniny dokupić, żeby były kolorowo, wesoło, ale nie za bardzo. Niestety, tej serii nie ma jeszcze na wyprzedażach, a w moim ulubionym fabricshaku nie ma już kilku w regularnej cenie. Ech. I tak kupię, bo są piękne. Najchętniej kupiłabym je w ilościach hurtowych, tak bardzo mi się podoba. Ale cena jest zaporowa. 
I tak łatam i łatam. Mogłabym nie robić nic innego. 

Thursday, March 8, 2012

Oto sobotni domek. Cóż, pierwsze próby szycia PP, uważam, że nie jest najgorzej, chociaż jeszcze nie wiem co z samym domkiem mam zamiar zrobić... Może doszyję kilka następnych? Aż się prosi o uzupełnienie jakimiś dodatkowymi motywami, typu "zasłonka i doniczka", ale nie wiem czy dam radę - to jednak drobne dzierganie małych elementów, a tego do tej pory nie robiłam. 
Jako że wierzch gwiaździsty zakończony, to czas się nim pochwalić, a przynajmniej pokazać, że rzeczywiście jest w całości. Nie mam jeszcze pomysłu na spód, nie wiem też jakiej grubości ocieplinę dać do środka.  Na pewno nie będzie żadnych cudacznych pikowanek, bo raz, że nie mam doświadczenia, a dwa, że gwiazdek jest tyle, że wystarczy pikować po konturach, co i tak nie będzie proste, jako że narzutka nie taka tini mini. Położona na łóżku córy okryła jeszcze boki, co mnie cieszy. Cieszy mnie teraz, przy maszynie będę klęła w żywy kamień...
A na tapecie jest coś co zaczęłam dawno temu, a teraz postanowiłam dokończyć. Niestety, dzisiaj kolory mnie przerażają i zastanawiam się co z robić, żeby nie było tak strasznie... Miałam fazę na różowo - czerwony, która mi na szczęście mija - aczkolwiek jak widać powyżej, różowy jako taki wcale się ode mnie nie odczepił.
Na żywo wygląda gorzej. Czyli - żywiej, bo różowe tło nie jest tak batikowe, jak się wydaje, ale ma kwiatki i  insze ożywiające kolory (co na pewno jest dostrzegalne na zbliżeniu).
A kolejne pomysły w drodze.
W drodze są też książki zamówione przez Amazon, który  mnie mocno rozdrażnił. Jak wiadomo Polska jest w Unii od jakiegoś czasu. Od bardzo dawnego czasu (nawet nie mogę sobie wyobrazić jak dawnego i ile tysięcy lat od tego czasu minęło) nie łażą po Polsce białe niedźwiedzie. Owszem, brunatny gdzieniegdzie się znajdzie, ale nie na drodze pana listonosza. W każdym razie nie w moim mazowieckim lesie. Nota bene, pani listonosz jeździ u nas samochodem. Niedużym, ale myślę, że jest szansa, że niedźwiedź nic jej nie zrobi. Ale co tam niedźwiedź.
Na amazonie są różne fajne rzeczy niedostępne zazwyczaj w Polsce, albo dostępne, ale bardzo drogo, to sobie postanowiłam zrobić prezent - póki są jakieś pieniądze. Kupiłam książki. Wszystkie, co do jednej, dotyczą patchworków i quiltingów, ba, nawet książkę o Zakka sobie kupiłam, bo mnie wciągnęło jednak podglądanie jak to dziewczyny  na innych blogach majstrują różne przydasie z tkanin. Kiedy przyszło co do czego, czyli płacenia, okazało się, że pewne sposoby dostawy są niedostępne w przypadku Polski, mimo, że wszystkie książki kupowałam przezornie od amazona, a nie od innych sprzedawców, którzy często w ogóle nie chcą za granicę nic wysyłać. Ano, amazon wysyła do Polski tylko kurierem. Plus - przesyłka ma być w 2 dni w Polsce. Minus -  kosztuje to dwa razy tyle co poczta. Zakładając, że razy dwa to jeszcze razy 3,5, bo przeliczamy dolary na złotówki, miękko mi się zrobiło i pożegnałam się w myślach z książkami. Na ratunek przybyła koleżanka, która mieszka UK i wybiera się z pustą walizką do Polski na początku kwietnia. Zmiana adresu dostawy, checkout, zapłata, i... zonk. Bo dostawa pocztą to co najmniej 18 dni, ale roboczych. I teraz nie mam pewności, czy przypadkiem książki nie dojadą jak ona będzie już w Polsce. Czyli te wszystkie zaoszczędzone dolary mogę teraz przeliczyć na funty, za które ksiązki będą przesyłane do Polski. I tak wyszłam na tym interesie jak Zabłocki na mydle.
I oby tylko nie było więcej niespodzianek.
Ale i tak książek nie mogę się doczekać!

Sunday, March 4, 2012

To jakoś nie mój czas, najwyraźniej! Uprałam wierzch, bo przejściach z kotami należało mu się trochę. I co? Woda 30 stopni, pranie delikatne - wyszła z pralki piękna narzuta. To siup narzutę na kaloryfer, bo przecież może jeszcze tak być suszona. Wyschła. Pewnie. I ciemny różowy zostawił okropne paski na samym środku! Pranie wytrzymał, a jakże, ale gorącego kaloryfera już nie! Kolejna nauczka i lekcja na przyszłość: nie suszyć na gorącym, choćby nie wiem jak się spieszyło.
To ze złości, po drugim praniu, które nie zlikwidowało wszystkich plam. Popełniłam domek. Jak go wyprasuję i przytnę do właściwego rozmiaru to pokażę.

Thursday, March 1, 2012

Jak mi idzie?

Kiepsko. Nie dlatego, że się nie składa, ale dlatego, że za wolno!
Pośpiech jest wrogiem patchworka, koty są wrogami o sile zdublowanej. To co ułożone na podłodze przechodziło już pranie w kawałkach i układanie od początku. Na szczęście ten etap za mną, a teraz to już zszywanie. Mam 27 pasków po 20 kwadratów i teraz rozprasowuję te paski sprawdzając czy aby na pewno pasują. Wiem, wiem - nie musi być perfekcyjnie, pewnie, ale ja mam przypadłość. Więc pojedyncze kwadraciki wypruwam i wszywam raz jeszcze... Oczywiście, wydłuża to pracę.

Kolejne zakupy, kolejne dekatyzacje, ale też zakupy nieudane. Nie zawsze jak na allegro sprzedawca deklaruje,  że tkanina jest bawełną jest to prawda. Czasami domieszki sztucznych włókien są duże.
Po drodze też pojawił się pomysł na kolejny patchwork, ale tym razem nie tak pracochłonny, a na pewno nie czasochłonny.
Miałam też zrobić porządek w tkaninach, zeskanować wszystkie... ale za to nawet się jeszcze nie wzięłam!

Trudno mi się zorganizować, ale też nie doszacowałam czasu potrzebnego na wszystko. Założenie było takie, że jednocześnie, w ograniczonych godzinach, będę robiła powoli wszystko: szycie, nauka nowych rzeczy (uruchomiłam stopkę do haftowania, hurra!!!) i organizacja. Z organizacji udało mi się przemeblować pokój, gorzej z tkaninami, które po przemeblowaniu wcale nie są uporządkowane, a w związku z moim szaleństwem zakupowym przybywa kolejnych tkanin.
To wracam do pracy. Mam nadzieję, że jutro - pojutrze najpóźniej będę miała wierzch skończony.